
We wtorek 21 maja Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna w Rypinie zaprosiła Błażeja Torańskiego, autora książki „Knebel. Cenzura w PRL-u”. Dziennikarz wygłosił prelekcję pt. „Zakłamany świat cenzury na przykładzie PRL-u” posługując się cytatami ze swojej publikacji
– Mojemu pokoleniu cenzura kojarzy się z instytucją, czyli z Głównym Urzędem Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, który swoją centralę miał przy Mysiej 5 w Warszawie, a delegatury w miastach wojewódzkich, a nawet powiatowych. Cenzura to zjawisko wielowymiarowe. Pierwsza o niej wzmianka w historii pojawiła się w „Państwie” Platona. Grecki filozof domagał się cenzurowania poezji i mitów, aby chronić dzieci przed demoralizacją. Nadal występuje wszędzie i w każdym kraju – powiedział na początku swojego wykładu Torański.
Po II wojnie światowej cenzura w Polsce została zinstytucjonalizowana. Jeszcze przed zakończeniem walk zbrojnych, w sierpniu 1944 rząd lubelski powołał Wydział Prasowo-Informacyjny, na którego czele stanął Jerzy Borejsza, który jednocześnie został redaktorem naczelnym Rzeczpospolitej, organu PKWN. Miał liberalne podejście do swojej pracy.
– Na pytanie redaktora, czy może opublikować dany tekst, odpowiadał na nie pytaniem. „A czy jest coś przeciwko Związkowi Radzieckiemu i obywatelowi Bierutowi?” Jeśli nie, to publikujemy – mówił prelegent.
Niedostateczny brak czujności poskutkował odsunięciem Borejszy od zajmowania się tak ważną dziedziną. Zaproszono specjalistów z moskiewskiego Gławlitu (Głównego Urzędu Ochrony Tajemnicy Państwowej i Prasy), którzy zorganizowali resort jak należy. Powstałe w styczniu 1945 roku Centralne Biuro Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk zostało podporządkowane Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Rok później skorygowano firmie miano na Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. W 1981 r. z nazwy wypadło słowo „Prasy”.
– W tej instytucji nie liczyły się kwalifikacje umysłowe, nie liczyła się wiedza z zakresu literatury, historii. Istotna była niepodważalna wiara w nowy wspaniały świat i marksizm-leninizm. Pracownicy pochodzili przeważnie z awansu społecznego. Zdarzało się, że kogoś brano prosto z budowy. Władza szybko odkryła, że po drugiej stronie są intelektualiści, ludzie myślący i podniesiono wymagania. W 1949 roku kierownik Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk z Katowic żalił się, że „Aparat nasz jest słaby. Cenzor powinien doskonale orientować się w sytuacji politycznej kraju i międzynarodowej, a tymczasem kogo mamy? Tych, którzy łaskawie chcą do nas przyjść, a przychodzą głupi.” Podobnych przypadków były setki. Jeden z cenzorów nie zgodził się na druk pism świętego Tomasza z Akwinu, bo nie wykazano się prawami autorskim, drugi kwestionował wiersz Mikołaja Reja, uznając, że nie jest napisany w języku polskim, nie słyszał o staropolszczyźnie. Trzeci nie zgodził się na druk kalendarza liturgicznego, który chciała wydać diecezja częstochowska, bo Titus sanctus (św. Tytus) skojarzył mu się z Josipem Broz Tito. W czasach Gierka wymagano już wyższego wykształcenia. Przyjmowano filozofów, historyków, polonistów. Przyciągała ich kasa, przydziały mieszkań, talony na samochody – kontynuował wykład Torański.
Cenzura stawała się mniej restrykcyjna po każdym kryzysie politycznym. Wraz z uspokojeniem się sytuacji dokręcała śrubę. W 1977 roku uciekł do Szwecji Tomasz Strzyżewski, pracownik krakowskiej delegatury GUKPPiW. Zabrał ze sobą przepisane instrukcje i zalecenia cenzury z lat 1973-1977. W 1977 roku londyńskie Wydawnictwo Aneks opublikowało „Czarną księgę cenzury PRL” na podstawie jego notatek. W 1978 roku Alina Grabowska, dziennikarka Radia Wolna Europa przeprowadziła cykl rozmów ze Strzyżewskim (do znalezienia w internecie). Końcówka epoki Gierka przyniosła załamanie gospodarcze, pustoszały półki w sklepach, nastroje społeczne były coraz gorsze, natomiast w prasie, radiu i telewizji zaklinano rzeczywistość. W tamtym czasie cenzurowano wszystko: gazety, filmy, muzykę, spektakle teatralne i kabaretowe, mapy, obrazy, grafiki, nawet etykiety i instrukcje obsługi. Nie można było praktycznie pisać i mówić o czymkolwiek.
Klęski żywiołowe, wypadki w zakładach pracy, alkoholizm, narkomania, samobójstwa, przestępczość, dramatyczna sytuacja w opiece zdrowotnej, pomory zwierząt hodowlanych w ówczesnych mediach nie istniały. Najwyżej pojedyncze przypadki, jako przykład na sprawne działania odpowiednich służb. Po powstaniu Komitetu Obrony Robotników nie dopuszczano do wydawania dzieł pisarzy, którzy byli z organizacją związani.
– Stefan Kisielewski, któremu cenzura masakrowała 90% twórczości, chciał opublikować w „Tygodniku Powszechnym” felieton o spacerze po lesie. Nie został puszczony, bo uznano, że autor namawia do walki partyzanckiej przeciwko systemowi socjalistycznemu w Polsce. Zabroniono druku prac naukowych prof. Stanisława Byliny, zajmującego się badaniem ruchów heretyckich w średniowiecznej Europie i siłą rzeczy pisał o paleniu czarownic na stosach. Uznano, że Polacy mogą skojarzyć te treści z procesami robotników po wydarzeniach 1976 roku w Radomiu i Ursusie – podawał przykłady mówca.
Zmianę przyniosła ustawa o cenzurze uchwalona 31 lipca 1981 r. Przewidziano w niej możliwość zaskarżenia decyzji cenzorskich do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ingerencje zaznaczano, zarówno w prasie jak i w książkach. 6 czerwca rozwiązano Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, dopiero rok po częściowo wolnych wyborach.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie