
Nie ma chyba w naszym kraju czytelnika kryminałów nieznającego powieści Roberta Małeckiego. Od debiutu w 2016 roku, gdy ukazało się „Najgorsze dopiero nadejdzie” pisarz opublikował kilkanaście książek. Ostatnią pozycją, która ukazała się drukiem jest „Rumor”.
Na zaproszenie Katarzyny Czapiewskiej, kierowniczki Gminnej Biblioteki Publicznej w Wąpielsku Robert Małecki przyjechał do książnicy aby porozmawiać z czytelnikami. Podczas spotkania twórca opowiedział o swojej drodze zawodowej od pracownika Toruńskich Wodociągów, dziennikarza lokalnej prasy do pełnoetatowego pisarza.
Nim Robert Małecki zaczął pisać kryminały, wpierw był ich czytelnikiem.
– Od wczesnych młodzieńczych lat zaczytywałem się w literaturze detektywistycznej. Pochłaniałem wszystko to, co napisał sir Arthur Conan Doyle, a więc poznawałem wspaniałe opowieści doktora Watsona o jego przyjacielu Sherlocku Holmesie i to był ten moment, który skierował moje czytelnicze zainteresowanie w stronę literatury gatunkowej. Następnie przez wiele lat sięgałem po horror, opowieści grozy, książki medyczne, prawnicze. Potem czytałam te już późniejsze kryminały pochodzące ze Skandynawii Francji, Wielkiej Brytanii – wyjaśnił autor.
Utrzymywać się z twórczości literackiej to duża sztuka, gdy coraz mniej osób książki czyta, za to piszących przybywa. Robertowi Małeckiemu się udało.
– W 2009 roku odkładając na półkę powieść Cobena „Najczarniejszy strach”, pomyślałem, że skoro jestem dziennikarzem piszącym do gazety to może bym zaczął pisać książki. Coben może, to co, ja nie mogę? Okazało się że napisałam tak głupią książkę, że nikt jej do dzisiaj nie chce wydać, ale to chyba dobrze, bo nauczyłem się cierpliwości i szacunku do warsztatu pisarskiego. W sumie 7 lat mi zajęło dojście do właściwego debiutu – opowiadał Robert Małecki.
Czy można nauczyć się pisać? Do pewnego stopnia tak, ale historie i zdarzenia, wyraziści bohaterowie są już dziełem bogatej wyobraźni, a ona jest darem. Nawet literatura faktu wymaga cech nie każdemu danych – umiejętności dostrzegania rzeczy i spraw z pozoru nieistotnych, analizowania, wybierania tego co najważniejsze. Robertowi Małeckiemu pomogły warsztaty literackie.
– Dobre warsztaty literackie skracają drogę do debiutu. Między innymi po to one są. Zapoznają człowieka z narzędziami, które ma do swojej dyspozycji autor, żeby mógł napisać powieść. Zajmowaliśmy się na nich konstrukcją opowieści, dialogami, sposobami budowy bohaterów i opowiadania historii również. Chyba też trzeba dorosnąć do tego, żeby brać udział w warsztatach. A co się robi na nich robi? Krytykuje teksty napisane przez samego siebie. Autorzy je czytają, a prowadzący bardzo szybko i bardzo mocno i mówią co im się nie podoba, co można poprawić. Trzeba być gotowym na ten sposób twórczej krytyki – tłumaczył literat.
W warsztatach Robert Małecki brał udział w trakcie pisania swojej drugiej książki, bo pierwsza nie miała okazji podbić czytelniczego rynku, jak już wspominał autor. Jak zapamiętał te zajęcia?
– Po tych warsztatach wracałem spłakany. Kierowcy PKS-u w rękaw płakałem, że nie potrafię pisać. Miałem taki moment, że ta powieść była napisana mniej więcej w trzech czwartych, a ja pomyślałem, że to nie ma sensu. Z tą myślą przez trzy – cztery miesiące się budziłem, aż któregoś dnia stwierdziłem, że może czegoś tam się nauczyłem i trzeba to wykorzystać w pisaniu powieści do momentu, kiedy będziesz zdatna do wysłania wydawcom – mówił pisarz.
Gotowe już dzieło zostało wyekspediowane do 10 wydawnictw i 3 od razu się odezwały. Był 2016 rok i pierwsza powieść Roberta Małeckiego, której bohaterem jest dziennikarz Marek Bener znalazła się na księgarskich półkach.
O tym, jak wyglądała droga gościa wąpielskiej biblioteki do zostania zawodowym pisarzem, czy pandemia mu w tym pomogła czy przeszkodziła, na czym polega współpraca z ekspertami i o kilku tajnikach warsztatu autora kryminałów napiszemy w kolejnym wydaniu naszego dwutygodnika.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie