Reklama

Przestrzeń woła nas [zdjęcia]

Tygodnik CRY
02/10/2024 10:52

Ulice Rypina układają się w opowieść o mieście, które przetrwało zabory, wojnę oraz komunizm. O mieście czterech kultur, w którym synagogę od cerkwi dzieliło kilka minut drogi, a kościół katolicki od protestanckiego przecinała jedna ulica. Właśnie tu, na tym przecięciu, stoi Centrum Aktywności Społecznej – budynek, w którym również dziś krzyżują się losy ludzi o różnej wrażliwości

W 1933 roku Franklin Delano Roosevelt zostaje 32. prezydentem Stanów Zjednoczonych. W czasie inauguracyjnego przemówienia stwierdza, że jedyną rzeczą, której powinniśmy się obawiać, jest sam strach. Wygłaszając te słowa, myśli o wielkim kryzysie, który objął niemal wszystkie państwa świata. Poprawa sytuacji nie uspokaja jednak nastrojów. Mroczne czasy dopiero nadciągają. Kiedy w Ameryce kolejny raz triumfuje demokracja, kanclerzem Rzeszy Niemieckiej zostaje Adolf Hitler. Roosevelt jeszcze nie wie, że to ten człowiek – bezwzględny fuhrer – jest strachem, którego trzeba się bać.

Za naszą zachodnią granicą narodowy socjalizm rośnie w siłę. Jednocześnie życie biegnie codziennym torem. Niebezpieczeństwo często przecież wyrasta z rutyny. Polacy – którzy zaledwie piętnaście lat wcześniej odzyskali niepodległość – snują śmiałe plany. Rozwijają miasta, prowadzą inwestycje. Gdy Roosevelt i Hitler sięgają po władzę, Rypin zyskuje monumentalny obiekt o modernistycznej bryle. Budowany w czasie wielkiego kryzysu wyraża marzenia lokalnej społeczności o otwartości na drugiego człowieka. Nikt nie przypuszcza, że Niemcy wkrótce obrócę tę szlachetną ideę w pył, a konsekrator fundamentów umrze w ich obozie koncentracyjnym. To jednak jeszcze nie ta chwila. Tu, w tym momencie, parafianie są dumni z nowego, wspólnego domu, na który nie żałowali składek.

Uświęcona ziemia

– Historię budynku w pewnym sensie zapoczątkował papież Pius XI, który zachęcał do zakładania stowarzyszeń religijnych – mówi ksiądz prałat Tadeusz Zaborny z parafii św. Trójcy, autor książki „Katolik. Dzieje Domu Parafialnego w Rypinie”. – W Polsce Akcję Katolicką powołano w 1930 roku. Chwilę później biskup Antoni Julian Nowowiejski zaczął namawiać parafie do budowy domów katolickich. Nasz ksiądz Stanisław Gogolewski rychło przystąpił do czynu. Wspólnie z ówczesnym burmistrzem Józefem Budzanowskim utworzył komitet, który zdecydował, że dom katolicki zostanie zbudowany w ogrodzie proboszcza. Stąd zresztą wzięła się powszechnie funkcjonująca nazwa – „Katolik”. Zaplanowano, że na parterze powstanie pięć sklepów, które będą przynosić dochód. Najpierw trzeba było jednak zebrać środki na samą budowę. Proboszcz zaproponował, by wierni składali deklaracje. Ksiądz dziekan wyłożył pięć tysięcy, a ludzie zadeklarowali wystarczającą sumę. Budowę zainicjowano 5 lipca 1930 roku. Pod koniec sierpnia biskup Nowowiejski przyjechał do Rypina, by poświęcić fundamenty. Prace trwała trzy lata.

Końcówkę wakacji 1939 roku zapamiętano jako wyjątkowo gorącą. Średnia temperatura sierpnia w skali ogólnokrajowej była najwyższa od 73 lat. Gdyby pogoda mogła być barometrem emocji, to w tamtej chwili wyraziłaby je idealnie. Z jednej strony Polacy czują niepokój, kopią rowy przeciwlotnicze i gromadzą zapasy żywności, a z drugiej ciągle znajdują czas na codzienną rozrywkę. Planują urlopy, chodzą do kina, teatru, na randki. Próbują normalnie żyć, odsuwają myśli o nieuchronnym. Słowo „wojna” brzmi abstrakcyjnie; przecież ta pierwsza niedawno się skończyła. Wszyscy cieszą się krajem, który po 123 latach odzyskał wolność. Niestety, radość nie trwa długo. 1 września 1939 roku okrutnie zmienia historię. Zmienia się też położenie „Katolika”. To w nim utworzono powiatową siedzibę NSDAP. Monument nie wrócił już nigdy do parafii, za to ubarwiał życie w czasach szarego Peerelu.

W poszukiwaniu wiosny

– Po wojnie obiekt przez moment pełnił funkcję domu organizacji społecznych. Jednocześnie rozpoczęła się walka między parafią a nową władzą ludową w mieście – mówi Andrzej Szalkowski, dyrektor Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej. – Ostatecznie budynek został odebrany Kościołowi. W 1956 utworzono w nim Powiatowy Dom Kultury. Regularnie występowała tu Orkiestra Dęta, rozwijały się zespoły muzyczne – na przykład Komety. Działała Galeria R, założona z inicjatywy Elżbiety Bednarskiej. Był Klub Seniora. Organizowano dyskoteki, potańcówki, bale sylwestrowe. Tam wszystko się zaczęło. To kulturalna miniaturka miasta. Na początku lat 60. XX wieku utworzono kluby dyskusyjne regionalistów. Z nich powstało Towarzystwo Miłośników Ziemi Rypińskiej.

– Prowadził je nasz lokalny literat – Bogdan Balcerowicz – dodaje Zenobia Rogowska, przewodnicząca rypińskiego oddziału „Civitas Christiana”. – Zapraszał głównie poetów i podróżników, choćby Tony’ego Halika. Ponadto razem z Marią Kaliciecką i Edwardem Koźmińskim wymyślił „Wiosnę Teatralną”. W latach 70. na trenie Rypina i powiatu istniało wiele amatorskich grup teatralnych, stąd pomysł na promocję ich dorobku. Z czasem pojawiały się teatry plastyczne czy zespoły muzyczne. Mieliśmy także spektakle plenerowe.

Pierwszą edycję zorganizowano w kwietniu 1972 roku. Z wydarzenia powiatowego „Wiosna Teatralna” szybko ewoluowała do imprezy o randze ogólnopolskiej. Najlepsze rekomendacje wystawiają zresztą aktorzy, którzy zaczynali swoją karierę właśnie pod jej szyldem.

– Tomasz Karolak brał udział w dwóch „Wiosnach” – opowiada Andrzej Pawlewicz, wieloletni instruktor Rypińskiego Domu Kultury. – Pamiętam, jak powiedziałem do niego: „człowieku, kiedyś będziesz aktorem”. Odpowiedział w swoim stylu: „ty się nie bój, tylko otwieraj drzwi”. Joanna Koroniewska i Piotr Głowacki występowali tu jako twórcy Spiętego Teatru Spinaczy. Grała u nas także Magdalena Różdżka. Miała epizod i pożyczyła ode mnie żelazko do roli. Nie można zapomnieć o naszym krajanie – Zbyszku Suszyńskim. On stawiał tu pierwsze artystyczne kroki, a potem przyjeżdżał jako juror, razem z Janem Machulskim, Wojciechem Siemionem, Jerzym Kryszakiem czy Boguszem Bilewskim. Bogusz był zresztą wspaniałym człowiekiem. Pewnego dnia ładowałem kamerę przy oknie. I nagle usłyszałem huk. Żuk zderzył się z motorem, tuż przed wejściem do „Katolika”. Bilewski jako pierwszy wybiegł na ulicę i udzielił pomocy nieprzytomnemu człowiekowi. Czuwał nad nim aż do przyjazdu pogotowia. Lekarze twierdzili potem, że aktor uratował życie motocykliście.

W 1991 roku połączono dom kultury, bibliotekę i muzeum w jeden ośrodek, na czele którego stanął Andrzej Korzeniewski. Osiem lat później dom kultury przeniesiono do kina. Po zmianie miejscówki budynek przy ulicy Kościuszki praktycznie opustoszał. Niektóre lokale zostały wynajęte, by generować dochód dla miasta. Nie ulega jednak wątpliwości, że „Katolik” stracił swoją funkcjonalność, ponadto pogarszał się jego stan techniczny. Mało kto dałby wtedy wiarę, że kiedyś tętniło tu życie. Dziś za to nie ma wątpliwości, że placówka odradza się na nowo – niczym Feniks z popiołów.

Strzał w dziesiątkę

Rok temu ukończono renowację budynku. Remont trwał od marca 2021. Gmach odzyskał blask w 90. rocznicę swojego powstania – w dużej mierze za sprawą funduszy unijnych. Oficjalne otwarcie zmodernizowanego obiektu zbiegło się zresztą w czasie z 20. rocznicą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.

– Projekt „ Modernizacja „Katolika” – Centrum Aktywności Społecznej w Rypinie” został opracowany do dofinansowania w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2014-2020, Oś priorytetowa 6: Solidarne społeczeństwo i konkurencyjne kadry, działanie 6.2 Rewitalizacja obszarów miejskich i ich obszarów funkcjonalnych – tłumaczy Jarosław Nowak, kierownik Wydziału Projektów Unijnych, Rozwoju i Sportu w rypińskim magistracie. – Kompletna dokumentacja projektowa została złożona w lipcu 2019, a umowę podpisaliśmy dwa miesiące później, we wrześniu. Realizacja projektu, ze względu na aspekty finansowe, byłaby pewnie niemożliwa bez wsparcia unijnego. Środki z programów UE to ogromne wsparcie dla budżetów JST. Stanowią one istotny instrument w realizacji planów ożywienia społeczno-gospodarczego. Zresztą, tablice pamiątkowe z informacjami o takich dotacjach na stałe wpisały się w krajobraz polskich miast i miasteczek. Sama realizacja projektu, związanego z „Katolikiem”, przyczyniła się nie tylko do poprawy estetyki starej części miasta, czy rewitalizacji obiektu, ale również do ożywienia społecznego, aktywizacji mieszkańców Rypina. Ten projekt łączy różne grupy i może stać się miejscem kreowania wielu inicjatyw.

Na rewitalizację nasze miasto otrzymało ponad 3 mln zł z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2014-2020 oraz 3,5 mln zł z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych.

– Przedwojenny budynek „Katolik” zajmuje szczególne miejsce na mapie Rypina i przede wszystkim w sercach mieszkańców – mówi burmistrz Paweł Grzybowski. – To również wyjątkowe miejsce dla mnie, jako rypinianina i włodarza miasta. Obserwowałem, jak obiekt po latach świetności z roku na rok niszczał i marzyłem, by przywrócić mu dawny blask. Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu oglądałem go wspólnie z marszałkiem naszego województwa – Piotrem Całbeckim. Powiedziałem wówczas: „to się zmieni”. I tak się stało, w dużej mierze za sprawą porozumienia ponad podziałami. Pomogło dofinansowanie rządowe i oczywiście środki unijne, które pozyskaliśmy z Urzędu Marszałkowskiego, dzięki wsparciu wspomnianego marszałka. Nie bez powodu mówi się, że samotni możemy niewiele, a razem – o wiele więcej. W efekcie budynek przeszedł gruntowny remont, który był sporym wyzwaniem. Została 1/3 stropów, ściany i więźba dachowa. Cała branża konstrukcyjna, architektoniczna, sanitarna i elektryczna została poddana modernizacji. Cieszę się, że „Katolik” – teraz jako Centrum Aktywności Społecznej – służy naszym wspaniałym mieszkańcom, którzy są jego sercem. To otwarte miejsce, łączące różne pokolenia i pasje oraz nastawione na integrację i aktywność społeczno-kulturalną. Obiekt ten, ulokowany między zabytkowym kościołem św. Trójcy a kościołem ewangelicko-augsburskim, pięknie wpisuje się w wielobarwną historię naszego miasta.

– Kolejny raz – jako Urząd Marszałkowski – realizujemy projekt z Rypinem: ważny nie tylko dla tego miasta, ale też całego regionu – dodaje Piotr Całbecki, marszałek województwa Kujawsko-Pomorskiego. – Ten postmodernistyczny budynek dziś błyszczy i służy temu samemu celowi, który kiedyś ustanowił Kościół. To miejsce dla wszystkich, szczególnie organizacji pozarządowych. Nie żałujemy pieniędzy na takie projekty. Gratuluję społeczności Rypina pięknej inicjatywy. Ta inwestycja to strzał w dziesiątkę.

Mozaika wspomnień

Tak, w sam środek tarczy. Bo faktycznie to przestrzeń da wszystkich. Tak zresztą zatytułował swój dokument Wawrzyniec Turowski – młody reżyser i jednocześnie instruktor Rypińskiego Domu Kultury. To finalista blisko stu festiwali filmów niezależnych w Polsce i za granicą. Na wielu otrzymał nagrody. Jego montaże pokazywano m.in. w USA, Hiszpanii, Kolumbii, Turcji czy Indiach. W tym roku artysta do portfolio dodał „Katolika”.

– Prace nad filmem „Przestrzeń dla wszystkich – Kościuszki 10” trwały kilka miesięcy. Starałem się dokładnie prześledzić historię obiektu, który liczy niemal sto lat – mówi Wawrzyniec. – Wśród rozmówców mamy księdza prałata Tadeusza Zabornego. Duchowny opowiedział o początkach budynku. A początkowo był to dom katolicki, dlatego chciałem, by wybrzmiał głos parafii św. Trójcy. Po 1945 roku zaczyna się już inna opowieść. Dotarłem więc do ludzi, którzy tchnęli życie w ówczesny Powiatowy Dom Kultury. Ciekawie wyszedł wywiad ze stulatką – panią Jadwigą Malinowską, która tam pracowała po wojnie. Kiedy „Katolik” został oddany do użytku, miała dziewięć lat. Rozmawiałem także z Andrzejem Korzeniewskim, Bogdanem Balcerowiczem, Zenobią Rogowską czy Elżbietą Bednarską. Chciałem pokazać ludzi i opowiedzieć o ich pracy, bo oni zawsze są najważniejsi w moim dokumentach.

Nowa elewacja, lecz ten sam cel. Taki był zamysł. Historia koresponduje z teraźniejszością, a wspomnienia wpływają do współczesności. Udało się zresztą zachować balustradę na klatce i ocalić mozaikę Andrzeja Bednarskiego. To właśnie ona namacalnie przypomina o latach świetności budynku.

– Wspomniałem już, że w latach 60. utworzono siedzibę Towarzystwa Miłośników Ziemi Rypińskiej. To było miejsce odczytów, prelekcji czy spotkań z ludźmi kultury – mówi Andrzej Szalkowski. – Właśnie tu przebywała rypińska bohema: m.in. Adam Dec, Bogdan Balcerowicz czy młodzi Bednarscy, którzy po studiach wrócili do Rypina. Wtedy to miejsce tętniło życiem. I takie życie Andrzej Bednarski zamknął w niezwykłej mozaice. Ta technika była wtedy przez niego często praktykowana, m.in. na nieistniejących już witaczach Rypina. Tym bardziej warto podkreślić unikatowość dzieła, które zdobiło i wciąż zdobi ścianę „Katolika”. To element rypińskiego dziedzictwa, dowód na to, że przed nami żyli ludzie, którzy tu tworzyli. Dziś pojawiają się nowi działacze; zresztą wszystko ma być nowe – pomysły, projekty. Wielu przypisuje sobie autorstwo, rzadko odwołując się do poprzedników. A tu mamy ślad po wyjątkowym artyście. Ta mozaika symbolicznie łączy historię budynku z teraźniejszością. Bo teraźniejszość po prostu wyrasta z przeszłości.

– Poszliśmy do Powiatowego Domu Kultury. Powiedzieliśmy, że jesteśmy plastykami i zamierzamy zamieszkać w Rypinie. Szybko dostaliśmy zlecenie. Mieliśmy wykonać mozaikę. Mąż i ja wzięliśmy się do pracy. Co ciekawe, byłam wtedy w zaawansowanej ciąży. Andrzej naklejał płytki, a ja mówiłam: „pospiesz się, bo lada moment urodzę”. Kładł więc coraz większe płytki. Dwa dniu po ukończeniu mozaiki na świat przyszedł nasz syn: Bartek – tak Elżbieta Bednarska wspomina powstanie dzieła w filmie Wawrzyńca Turowskiego.

„Katolik” – teraz jako Centrum Aktywności Społecznej – zaczął nowy rozdział 1 marca 2024 roku. Właśnie wtedy nastąpiło oficjalne otwarcie obiektu. Swoje miejsce znaleźli tu m.in.: Dobrzyński Uniwersytet Trzeciego Wieku, Polski Związek Kombatantów i Byłych Więźniów Politycznych, Polskie Stowarzyszenie Diabetyków, Klub Seniora „Srebrny Włos”, Klub Seniora „Wrzosy”, Stowarzyszenie Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego, Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów, Świetlica Terapeutyczna „Niebo”, Modelarnia „Hobby” czy Miejska Orkiestra Dęta.

Wszystkie dźwięki w moich dłoniach

– Muzyka jest dla mnie treścią najgłębszych przeżyć, środkiem ekspresji, wyrażania uczuć, pragnień i doznań… Ma ona dla mnie ogromne znaczenie – mówi Klaudia Kuźmińska, dyrygentka Miejskiej Orkiestry Dętej. – Powiązana jest z wieloma wydarzeniami mojego życia, obejmuje cały wachlarz emocji i działa na podświadomość. Dyrygentura jest moją pasją, tym bardziej że ukończyłam studia na tym kierunku. Jestem absolwentką Akademii Muzycznej Wydziału Dyrygentury, Jazzu i Edukacji Muzycznej w Bydgoszczy. Dyrygentura to muzyczny „język ciała”, to prowadzenie zespołu muzycznego oraz wskazywanie dróg interpretacji i wykonania utworu za pośrednictwem umownych ruchów rąk.

Tak, Klaudia żyje muzyką. Potwierdzają to koncerty, którym dyryguje. I również te, podczas których sama śpiewa lub gra na saksofonie. Właśnie ona – jak pierwsza kobieta w historii – stoi na czele Miejskiej Orkiestry Dętej. A trzeba dodać, że to trzecia najstarsza formacja tego typu w Polsce. Powstała w 1883 roku, pół wieku przed wybudowaniem „Katolika”. Dziś w jego murach twórcy opracowują swój repertuar.

– Próby odbywają się raz w tygodniu – opowiada Klaudia. – Wtedy rozkładamy utwory na czynniki pierwsze i szlifujemy każdy element dzieła muzycznego. Wykonujemy utwory muzyki klasycznej, sakralnej, patriotycznej oraz rozrywkowej. Staramy się wdrażać nowe aranżacje, aby znane kompozycje nabierały nowego brzmienia; tak by wpisywały się w moje preferencje muzyczne i jednocześnie cieszyły słuchaczy. Kierując zespołem – zarówno podczas występów jak i prób – wyznaczam tempo, czuwam nad prawidłową intonacją i rytmiką, celem uzyskania jednolitości i zgodności w interpretowaniu utworu. Do wypełnienia tych zadań konieczne jest opanowanie techniki dyrygowania. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy swoje miejsce w Centrum Aktywności Społecznej i piękną, wygłuszoną salę do ćwiczeń wraz z pomieszczeniem na instrumenty. Lokum spełnia nasze oczekiwania, dając szereg możliwości, które od pierwszych dni wykorzystujemy, aby doskonalić warsztat.

 

Wymodelowany świat

 

– W przeszłości modelarnia często była przenoszona. Teraz, w odnowionym „Katoliku”, również my wreszcie mamy swoje lokum – mówi Karol Więczkowski, instruktor z Modelarni „Hobby”. – To duże pomieszczenie, są stoły i jest sporo miejsca. Dysponujemy ponadto narzędziami: podstawowymi i zaawansowanymi, których ze względów bezpieczeństwa używa tylko opiekun. Pomieszczenie jest rewelacyjne. Lepszego nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Młodzi modelarze pracują pod okiem Jana Więczkowskiego – inicjatora tego przedsięwzięcia, posiadacza tytułu „Zasłużony dla Rypina” – oraz jego syna: Karola. Podczas zajęć powstają modele pływające i latające, zdalnie sterowane, szybowce i elektroszybowce, a nawet balony na ogrzane powietrze. Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Zresztą, najlepsze konstrukcje powstają wtedy, gdy trzeba polegać właśnie na niej.

– Tata prowadził modelarnię od lat 90. XX wieku. Siłą rzeczy, te wszystkie samoloty i okręty były codziennie wokół mnie – w domu, w piwnicy, wszędzie – opowiada Karol. – Do samej modelarni oczywiście też mnie zabierał. Co tu dużo mówić: zaraził mnie swoją pasją. Mnie zresztą modelarstwo uspokaja. Można się przy nim wyciszyć. Ale tylko wtedy, gdy pracuję sam. Z młodzieżą oczywiście jest inaczej – tu jedna osoba chce porady, inna zapyta, co dalej. Nie ma możliwości, byśmy wszyscy robili ten sam model, bo każdy jest na innym etapie. Uwielbiam ten moment, gdy nic nie mamy. To najpiękniejsze w modelarstwie. Dysponujemy tylko listewkami, styropianem, jakąś sklejką. Potem rozrysowujemy na tych materiałach różne wymiary. Sklejamy, szlifujemy i powstaje dzieło. Rzeczy, które dla innych mogą być śmieciami, nam służą jako baza do budowy: skrzynki po cytrusach, styropian. Oczywiście, są też prostsze zestawy – z elementami do złożenia, niczym klocki Lego. Wolę jednak te, nad którymi trzeba dłużej popracować. One sprawiają najwięcej frajdy.

Koronkowa robota. Właśnie tak wygląda codzienność w modelarni. Uczestnicy zajęć budują tu swój mikroświat. A gdybyś chciał do niego wejść i zagościć na dłużej…

– Jeśli ktoś ma odrobinę zdolności manualnych, powinien dać radę – zapewnia Karol. – U nas można się nauczyć ciąć materiał, sklejać, obrabiać surowce, wykorzystywane w modelarstwie. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Początkujący zaczyna od prostego modelu z kartonu. Nowi modelarze muszą ponadto opanować kilka pojęć, wiedzieć, że samolot składa się z kadłuba, statecznika poziomowego i pionowego, skrzydeł. Chcemy zachęcić jak najwięcej młodych ludzi do majsterkowania. To nie zawsze jest łatwe, tego typu hobby często przegrywa z komputerami i smartfonami. Są jednak jeszcze pasjonaci, którzy mają zapał. Osobiście uwielbiam samoloty. Tata też je lubi, wciąż ma też wielki sentyment do statków. Kiedyś jeździł na zawody balonowe, gdzie prezentował balony z bibuły: dwumetrowe na ogrzane powietrze; odnosił ponadto sukcesy w aeroklubach z szybowcami. Obecnie pracujemy z młodszą młodzieżą.

Jak rodzina zastępcza

W Centrum Aktywności Społecznej swoje miejsce ma też starsza młodzież. Dzięki tym ludziom możemy zresztą przedefiniować życie, docenić drobnostki, na które już dawno przestaliśmy zwracać uwagę. Seniorzy chętnie angażują się w życie miasta, organizują spotkania i zajęcia. Teraz będzie ich jeszcze więcej, bo w nowym budynku mają swoje biura i dużo miejsca na samorealizację.

– Odnowiona sala balowa zapiera dech w piersiach. Już w niej tańczyliśmy i organizowaliśmy imprezy – zachwyca się Barbara Dąbrowska, przewodnicząca Klubu Seniora „Srebrny Włos”. – W budynku ponadto są schludne łazienki, jest rozbudowana kuchnia. W końcu mamy biuro! Dotąd nie posiadaliśmy takiej siedziby, trochę się błąkaliśmy z miejsca na miejsce. Dzielimy je z diabetykami. Dyżurujemy we wtorki. Każdy może przyjść, napić się z nami kawy, zadać pytania, porozmawiać. Jesteśmy otwarci na nowych członków. Są zresztą telefony w tej sprawie. Jak na nowoczesnych seniorów przystało, mamy swojego Facebooka i regularnie go aktualizujemy. Dodatkowo korzystamy z sali do zajęć muzycznych, w której ćwiczą nasi chórzyści. Jest też pomieszczenie konferencyjne do mniejszych spotkań czy zebrań członków klubu.

– My dzielimy biuro z Polskim Związkiem Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Ono bardzo pomaga w pracy – dodaje Józef Wilanowski, prezes Klubu Seniora „Wrzosy”. – Mamy komputer, możemy sporządzać pisma, pisać teksty piosenek dla zespołu wokalnego. Również posiadamy profil na Facebooku. Jeśli ktoś jest zainteresowany naszą ofertą lub organizowanymi przez nas potańcówkami, to zapraszam do kontaktu.

Członkowie obu klubów lubią swoje towarzystwo. Wiedzą, że zawsze mogą na siebie liczyć. I że w drugim człowieku znajdą zrozumienie i życzliwość – tak potrzebną w obecnych, coraz bardziej zabieganych czasach.

– Prowadzimy próby wokalne i zawsze ciekawie spędzamy czas – mówi pani Barbara. – Na Wielkanoc ozdabialiśmy jajka metodą decoupage, teraz będziemy robić kwiaty z bibuły. Staram się aktywizować ludzi, wyrwać ich z domów. Nie chodzi o to, by klub po prostu istniał, ale by ciągle coś się działo. W tym roku obchodzimy 50. rocznicę powstania „Srebrnego Włosa” i przygotowujemy się do tej uroczystości. Planujemy dekorację grobów przed Wszystkimi Świętymi, a później ozdoby bożonarodzeniowe. Regularnie organizujemy imieniny naszych członków. Radośnie, przy torcie i śpiewach, by każdy poczuł się wyjątkowo w swoim dniu. Starsi ludzie tak bardzo chcą być potrzebni.

– Chodzi o dynamikę i obecność w życiu miasta – zapewnia pan Józef. – Organizujemy warsztaty, imprezy, obchodzimy Dzień Seniora. Chętnie współpracujemy z innymi klubami, wymieniamy się z nimi doświadczeniami, jeździmy do nich, oni również odwiedzają nas. Nowa przestrzeń w „Katoliku” daje mnóstwo możliwości. Wcześniej też mogliśmy korzystać z niektórych pomieszczeń, ale jeśli chodzi o wygodę i estetykę po remoncie to jak dzień a noc. Łazienki teraz są na każdym piętrze, do tego zamontowano windę. Jej wcześniej nie było, a teraz ułatwia dostęp osobom, które mają problem z poruszaniem się, a chcą być aktywne. Bo my w ogóle jesteśmy aktywni. Wielu naszych seniorów straciło współmałżonka. Dzięki tej integracji mogą rozwijać pasje, nie czuć samotności czterech ścian. Klub jest dla członków jak rodzina zastępcza.

Idę do nieba!

Barbara Dąbrowska nie tylko prowadzi klub „Srebrny Włos”. To także prezeska rypińskiego oddziału Polskiego Związku Diabetyków. Seniorka doskonale wie, jak toczyć walkę o zdrowie.

– Jako diabetycy również mamy swój lokal w „Katoliku” i własny harmonogram – mówi pani Barbara. – Duże znaczenie mają wykłady z panem doktorem Wasilewskim. Lekarz opowiada nam o cukrzycy – zaleceniach względem tego schorzenia i możliwych powikłaniach. Dzięki nim poszerzamy wiedzę o naszej chorobie. A ona naprawdę potrafi uprzykrzyć życie. Nie tracimy jednak nadziei. Przekazujemy zdobytą wiedzę, udzielamy sobie nawzajem wsparcia i po prostu cieszymy się tym, co mamy.

Wsparcie drugiego człowieka jest bezcenne na każdym etapie życia, niezależnie od wieku. Do Centrum Aktywności Społecznej przychodzą też dzieci obarczone trudnymi sytuacjami rodzinnymi. W budynku funkcjonuje świetlica terapeutyczna, dzięki której łatwiej uporządkować emocje.

– Po wielu latach świetlica terapeutyczna zyskała nowy lokal w Centrum Aktywności Społecznej – mówi Marta Kubas-Trędewicz, kierowniczka rypińskiego MOPS-u. – To przestrzeń wsparcia dla dzieci ze środowisk potrzebujących pomocy w wychowaniu. Podopieczni mogą się tu uczyć, rozwijać swoje umiejętności. Wyrównujemy braki edukacyjne, przeprowadzamy ćwiczenia na różnych ścieżkach terapeutycznych. Jednym słowem: dzieci spędzają czas jak w rodzinie, przyjaźnią się, kolegują. Nazwały zresztą tę świetlicę „Niebo”. Wszyscy są tu bezpieczni, otoczeni opieką specjalistów.

Nauka bez granic

– Zyskując swoje miejsce w „Katoliku”, zyskaliśmy wreszcie swój dom – przekonuje Daniela Kędziorska, prezeska Stowarzyszenia Dobrzyński Uniwersytet Trzeciego Wieku w Rypinie. – Do tej pory, dzięki życzliwości dyrektorów szkół i instytucji miejskich, „wędrowaliśmy z miejsca na miejsce”. Dziś mamy do dyspozycji świetnie wyposażone biuro, salę konferencyjną i inne pomieszczenia, w których mogą odbywać się wykłady, spotkania towarzyskie, zajęcia. Dla słuchaczy uniwersytet jest najdoskonalszą chyba formą spędzania wolnego czasu w aktywny sposób. Łącząc przyjemne z pożytecznym, tworzymy wspólnotę, która chętnie razem doskonali swoje umiejętności, bawi się, ma poczucie spełnienia, po prostu cieszy się życiem!

Stowarzyszenie Dobrzyński Uniwersytet Trzeciego Wieku w Rypinie prowadzi działalność od 2010 roku. Obecnie zrzesza 99 słuchaczy – seniorów, którzy aktywnością w pracach uniwersytetu manifestują chęć doskonalenia się i radosnego spędzania wolnego czasu. W trosce o rozwój psycho-fizyczny biorą oni udział w przedsięwzięciach edukacyjnych, w zajęciach języka angielskiego, klubach zainteresowań, wyjazdach do opery, teatru, na koncerty symfoniczne, w wycieczkach czy turnusach rehabilitacyjnych.

– Zajęcia nauki języka angielskiego odbywają się raz w tygodniu, spotkania klubowe (kluby: turystyczno-krajoznawczy, interesującej książki, kulinarny, poezji i muzyki klasycznej) raz w miesiącu, zajęcia rekreacyjno-sportowe – co tydzień, a wykłady dwa razy w miesiącu – wylicza Daniela Kędziorska. – Każdego roku, wczesnym latem, wyjeżdżamy na turnus wypoczynkowy nad morze, w okresie jesiennym wybieramy wycieczki w góry. Oprócz zorganizowanych dotąd wyjazdów krajowych na szczególne wyróżnienie zasługują zagraniczne: Litwa, Ukraina, Czechy, Hiszpania. Dzięki współpracy z Urzędem Miasta od kilku lat realizujemy zadania w ramach działalności na rzecz osób w wieku emerytalnym, pozyskując wsparcie finansowe. W ramach współpracy z Dobrzyńskim Uniwersytetem Ludowym uczęszczaliśmy na zajęcia języka angielskiego dla początkujących i zaawansowanych, uczestniczyliśmy w zajęciach jogi, aqua aerobiku, braliśmy udział w warsztatach wikliniarskich, ceramicznych. Bierzemy aktywny udział w uroczystościach miejskich i powiatowych, na które jesteśmy zapraszani. W przyszłości mamy zamiar pozyskać finanse na realizację naszych pasji w formie projektu LGD, współtworzonego z Urzędem Miasta i rozpocząć przygotowania do przyszłorocznego jubileuszu 15-lecia naszego UTW. Działania kierujemy także w stronę potrzebujących pomocy. W ubiegłych latach dwukrotnie braliśmy udział w akcji „Szlachetna Paczka”, wspieraliśmy finansowo uchodźców z Ukrainy, a także zakupiliśmy słodycze dla ich dzieci. W ubiegłym roku akademickim, dzięki szczodrości naszych słuchaczy, przygotowaliśmy „Wielką Paczkę” dla pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej w Ugoszczu, a w tym włączyliśmy się w pomoc dla powodzian (zebraliśmy 4210 zł).

– Obserwowałem, jak podmioty z „Katolika” organizowały zbiórkę dla powodzian – dodaje Wawrzyniec Turowski. – Takich punktów w Rypinie było kilkanaście, do każdego można było przynosić dary. Ludzie, działający w Centrum Aktywności Społecznej, też intensywnie działali, zbierając przez tydzień artykuły spożywcze i higieniczne. To była bezinteresowna pomoc. Było też współdziałanie, tak cenne w kryzysowych sytuacjach. Gdy wiele osób połączy siły, powstają ważne rzeczy. Trzeba mieć po prostu otwarte serce. A ci ludzie je mają, są życzliwi, pełni empatii. Cieszę się, że jako Rypiński Dom Kultury możemy z nimi współpracować.

Miasto nie jest wielkie, wszyscy gramy razem

Ulice Rypina układają się w opowieść o mieście, które przetrwało zabory, wojnę oraz komunizm. O mieście czterech kultur, w którym synagogę od cerkwi dzieliło kilka minut drogi, a kościół katolicki od protestanckiego przecinała jedna ulica. Właśnie tu, na tym przecięciu, stoi Centrum Aktywności Społecznej – budynek, w którym również dziś krzyżują się losy ludzi o różnej wrażliwości. Idea z dwudziestolecia międzywojennego nie straciła aktualności. Nie pogrzebały jej kule Wermachtu, nie ocenzurował Peerel. Nawet nazwa osi priorytetowej „solidarne społeczeństwo” idealnie oddaje klimat tego miejsca. Jak śpiewa Roger Waters na płycie „The Wall”: „Razem stoimy, podzieleni upadamy”.

– Ofertę Centrum Aktywności Społecznej w przyszłości można poszerzyć – uważa Andrzej Szalkowski. – Budynek ma ogromny potencjał. Kiedyś mógłby być inkubatorem przedsiębiorczości pozarządowej, w którym tworzono by kreatywne projekty edukacyjne, gdzie na przykład działaliby rękodzielnicy i gdzie odbywałyby się różne formy terapii. Wszystko ponad podziałami, w integracyjnych duchu, łączącym dzieci, młodzież, ich rodziców i dziadków.

– Remont dał „Katolikowi” nowe życie – dodaje Wawrzyniec. – Stowarzyszenia i organizacje, które znalazły tu miejsce, mogą działać bezpłatnie. Sale wykorzystuje także rypiński samorząd – do różnych uroczystości, gal czy konferencji. To jednak coś więcej niż piękne, odnowione mury. Powstała wspólnota. Do tej pory wspominane jednostki działały na własną rękę. To po prostu były osobne instytucje. Teraz ci ludzie działają razem, organizują wspólne wydarzenia. Narodziła się między nimi więź. Wszyscy tworzą pod jednym dachem i szyldem. Czują, że to nie tylko miejsce do pracy i realizowania pasji, ale w pewnym sensie drugi dom.

(MG), fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Rypin-cry.pl




Reklama
Wróć do