Reklama

Spotkanie z reżyserem Mariuszem Gawrysiem [zdjęcia]

Tygodnik CRY
15/03/2023 13:18

Otwarty pod koniec ubiegłego roku Dom Kultury Osada w Ostrowitem w gminie Brzuze przygotował mieszkańcom kolejną niespodziankę, jaką był pokaz filmu „Sługi boże” połączony ze spotkaniem z jego twórcą.

Pierwszy seans filmowy po otwarciu zmodernizowanego domu kultury zapoczątkował kontynuację dawnego kina w Ostrowitem. Bonusem było spotkanie z reżyserem i scenarzystą Mariuszem Gawrysiem. Przed pokazem artysta opowiedział o swojej drodze do zawodu filmowca.

– Częstym pytaniem, na które zawsze jestem zobligowany odpowiadać, jest jak do tego doszło, że zostałem reżyserem i jak powstał ten film. Muszę tutaj cofnąć się w czasie do przedszkola. Wtedy dostałem informację, że jest coś na rzeczy. Wyglądało to w ten sposób, że moja przedszkolanka przeczytała dzieciom bajkę i zauważyła, że nikt jej nie słuchał, więc spytała, kto chce opowiedzieć tę opowiastkę. Zgłosiłem się. Gdy zacząłem ją relacjonować, poczułem, że we mnie coś rośnie, że stają te obrazy przede mną. Chyba zaraziłem całą grupę, bo zobaczyłem, że dzieci się uspokoiły i wszyscy słuchali tego co mówiłem, a na końcu powiedziały, że to było lepsze od tego co pani czytała. Zostało mi to w pamięci. Potem przez wiele lat się nic nie działo. Pędziłem normalne życie młodzieńca, jak wielu innych. Najpierw chodziłam do podstawówki, jak wszyscy, potem do liceum i nadal nie wiedziałam czego chcę. Gdy kończyłem średnią szkołę, trzeba było coś postanowić, ale nie miałem w sobie ukłucia w sercu, które by mi powiedziało, co mam dalej robić. Tuż przed maturą byłem w teatrze na spektaklu pantomimy Henryka Tomaszewskiego i przeżyłem wstrząs, który był dla mnie mocną informacją. Pamiętam, że jak skończyło się to przedstawienie, nie mogłem wyjść z teatru. Siedziałem i czułem, że chcę wejść do tego świata, że to jest świat, który mnie zaczarował, tylko nie wiedziałam jak to zrobić. Czułem, że jest we mnie potrzeba ekspresji, która jeszcze nie miała szyldu – opowiadał reżyser.

Wiedząc już, co go fascynuje, Mariusz Gawryś dokonał wyboru.

– Zrobiłem najgłupszą rzecz, jaką można było wtedy uczynić. Poszedłem na AWF i już po dwóch miesiącach widziałem, że to nie jest miejsce dla mnie. Całe szczęście, że któregoś dnia idąc ulicą, zobaczyłem ogłoszenie o zapisach do Teatru Mimów Gest przy Politechnice Wrocławskiej. Zacząłem chodzić na te zajęcia, one mi się strasznie spodobały. Czułem, że może tędy wiedzie droga do Tomaszowskiego i jego teatru. Po pierwszym roku zmieniłam naukę dzienną na indywidualny tok nauczania. Pomyślałam, że się zabezpieczę. Studiuję dalej, ale wchodzę w teatr – kontynuował swoją opowieść filmowiec.

Szukając swojej drogi, Mariusz Gawryś wyjechał z Polski. Nie było go w kraju 20 lat. Za granicą próbował wielu form artystycznej ekspresji, takich jak monodramy, opera, pantomima, ale czuł, że nie chce być wyłącznie reżyserem. Nie lubił powtórzeń, chciał się konfrontować ciągle z czymś nowym. W Monachium skończył studia w Akademii Filmu i Telewizji i gdy miał 40 lat, wrócił do Polski z myślą o robieniu autorskich filmów.

– Okazało się, że to nie jest takie proste. Ten, kto kończył studia za granicą, ma ciężko w Polsce, bo nie zna ludzi, układów, nazwisk, nie pił wódki z wykładowcami i kolegami. Zastanawiałam się więc, co tu zrobić. W tym czasie akurat Andrzej Wajda tworzył swoją szkołę w Warszawie i pomyślałam sobie, że pójdę tam na taki mistrzowski kurs, który trwał rok. Być może kogoś poznam i rzeczywiście moje przepuszczenia się sprawdziły. Podczas tego kursu nie uczyli nas podstaw, tylko pracowaliśmy nad swoimi pomysłami z ludźmi z branży. Wyglądało to w ten sposób, że mieliśmy jakieś sceny robić. Zauważyłem że w czasie jednego weekendu jestem w stanie zrobić dwie, trzy sceny. Pomyślałem sobie, że skoro w tygodniu mogę zrobić dwie, trzy sceny to w następnym też mogę, a po kilku miesiącach będę miał gotowy film. Powiedziałem o tym, że chcę nakręcić pełnometrażową produkcję Wojtkowi Marczewskiemu, dyrektorowi szkoły i Andrzejowi Wajdzie. Oni popukali się w głowę, bo machina wojenna filmu to jest 600 osób i co najmniej 10 milionów złotych, które trzeba na to mieć. Wyjaśniłem, że ja to zrobię za darmo bez całej tej całej administracji, a oni mi powiedzieli, że nie wiem co mówię. Zrobiłem tak i się udało – tłumaczył Mariusz Gawryś.

Film, który powstał, nie był wyprodukowany całkowicie bezpłatnie. Reżyser zapewniał jedzenie na planie, którym była zazwyczaj pizza. Prace trwały 3 lata i powstała „Sztuka masażu”, którą można będzie obejrzeć w Domu Kultury Osada w Ostrowitem 11 marca.

Tekst i fot. (jd)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Rypin-cry.pl




Reklama
Wróć do