
W tym roku Dniom Rypina nadano szczególną rangę, gdyż przy tej okazji świętowano 680-lecie nadania praw miejskich Rypinowi. Obchody rozpoczęło w piątek 20 czerwca spotkaniem z Tomaszem Raczkiem w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej.
Każdy, kto interesuje się filmem, teatrem, muzyką rozrywkową, wie kim jest i czym się zajmuje Tomasz Raczek. Starsze i średnie pokolenia pamiętają jego rozmowy z Zygmuntem Kałużyńskim w „Perłach z lamusa”, które zapowiadały mniej lub bardziej zapomniane filmy. Cykl był emitowany na antenie programu drugiego Telewizji Polskiej przez ponad 10 lat. Dzięki niemu widzowie mieli okazję obejrzeć dzieła, których próżno było szukać w kinach.
Nim Tomasz Raczek został krytykiem filmowym i w ogóle publicystą, autorem 16 książek, kierownikiem literackim Zespołu Filmowego Oko, mistrzem mowy polskiej itd. był uczniem jednej z warszawskich podstawówek.
– Krytykiem i recenzentem zacząłem być w szkole podstawowej, gdzie założyłem własną gazetkę pod tytułem „Zbliżenia” i tam publikowałem recenzje, najłatwiejsze z możliwych, bo muzyczne czyli o piosenkach, a o filmach w dalszej kolejności. W siódmej klasie szkoły podstawowej dowiedziałem się, że harcerski tygodnik „Na przełaj” ogłosił konkurs na recenzenta festiwali piosenki w Opolu i Sopocie. Wziąłem w nim udział i go wygrałem. To było już w ósmej klasie. Bardzo ważnym elementem tego konkursu była nagroda, która składała się z dwóch części – wyjazdu na festiwal w Opolu w charakterze akredytowanego dziennikarza oraz zdjęcia na okładce i wywiadu na ostatniej stronie. Ta nagroda okazała się bardzo ważna, ustawiła całe moje życie – mówił gość rypińskiej biblioteki.
„Na przełaj” z Tomaszem Raczkiem na okładce ukazało się 1 wrześni wtedy, gdy właśnie rozpoczął naukę w liceum. Tygodnik był popularnym pismem wśród młodzieży i wizerunek krytyka na pierwszej stronie nie umknął uwadze nowych koleżanek i kolegów.
– To spowodowało, że od razu zostałem gospodarzem klasy i potem już tak szło. Za każdym razem okazywało się, że byłem starostą roku czy przewodniczącym komisji kultury. Bardzo mi zależało, żeby móc robić to co chcę, czyli na wolności. Wtedy, dla naszych roczników kwestia wolności była podstawowa. Było trudno wyjechać z Polski, trudno dostać paszport, trudno dostać wizę, trudno w ogóle było żyć tak jak się chce. Ciągle ktoś mówił co należy robić. Niedawno było robione badanie naukowe i sprawdzano jaka wartość była najważniejsza dla ludzi żyjących się i wychowujących w PRL-u i jaka jest ważna dla pokolenia Z. Moje pokolenie bardzo zgodnie mówiło: najważniejsze jest wolność. Dla dzisiejszego najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Jak to się kompletnie odwróciło. Marzenie o wolności zawierało na przykład chęć poniesienia ryzyka. To czego pragną współcześni młodzi ludzie to nie jest wolność, to nie jest miłość, nawet nie pieniądze, tylko żeby było bezpiecznie – wyjaśnił filmoznawca.
Zazwyczaj tak jest, że pragniemy tego, co jest trudno dostępne. Czym była wolność dla ludzi żyjących w PRL-u? Dla jednych to swoboda wyrażania myśli i brak cenzury, dla innych możliwość robienie biznesu, dla kolejnych podróżowanie bez ograniczeń.
Tomasz Raczek mieszkał w Warszawie, gdzie dostęp do kultury był największy w kraju, świetnie się uczył, miał wspierających mądrych rodziców i już w młodym wieku wiedział czym chce się zajmować w dorosłym życiu. Jeśli do tego wszystkiego na swojej drodze spotyka się wyjątkowych ludzi to sukces zawodowy jest na wyciągnięcie ręki.
– To będzie przesłanie dzisiejszego spotkania. Najważniejsze, moim zdaniem, w życiu jest to, kogo spotkamy, z jakimi ludźmi przyjdzie nam przez nie przechodzić. To wynika nie tylko z przypadku, ale można bardzo dużo osiągnąć świadomie dążąc do poznawania, spotykania i bycia wśród ludzi ważnych, odważnych, mądrych. Czasem nawet można stracić doraźnie finansowo na przykład, ale to i tak się opłaca per saldo. Nie ma nic ważniejszego w życiu niż to od kogo będziemy brali energię którą nasiąkamy – poznał publiczność ze swoim credo dziennikarz.
Radziwiłka
– To była najskromniejsza osoba na świecie, mieszkająca w kawalerce, chodząca w dwóch garsonkach na zmianę, absolutnie oddana młodzieży i historii. Mówiło się na nią Radziwiłka i że uczy historii tak jak nikt, więc gdy zdawałam do średniej szkoły, a ponieważ byłam o laureatem olimpiady polonistycznej i matematycznej, to mogłem dostać się bez egzaminu i złożyć papiery tam gdzie chciałem. Poszedłem do tego liceum, gdzie Radziwiłka była i powiedziałam że chce się tutaj uczyć ale pod warunkiem, że będę w klasie, w której historię ona wykłada, bo jak mam być nie w tej, to zabieram papiery i idę do innej szkoły – mówił o dr Annie Radziwiłł Tomasz Raczek.
Kto by pomyślał, że w PRL-u uczeń mógł stawiać takie warunki. Chyba, że był wybitny, a dyrekcja tolerancyjna, kto wie. Liceum Ogólnokształcące im. Joachima Lelewela, w którym uczył się 4 lata nie należało wówczas do czołówki warszawskich szkół średnich, ale miało jeden wielki atut – wybitną nauczycielkę historii.
– Gdy byłem w drugiej klasie, Radziwiłka zapytała: kto z was jest tak zainteresowany historią, że chciałby jeszcze więcej wiedzieć? Parę osób się zgłosiło poszliśmy do niej do pokoju i ona mówi tak: jeżeli marzycie o tym, żeby wiedzieć więcej, a zdajecie sobie sprawę, że ja nie o wszystkim mogę mówić na lekcjach, to będziemy się spotykali raz w miesiącu w sobotę. Z plecakami i wałówką pojedziemy w różne miejsca po to, żeby spędzić weekend z historią. Kto się z was na to pisze? – zapytała. Parę osób się zgłosiło, w tym ja. Raz w miesiącu spotykaliśmy się na Żoliborzu na przystanku tramwajowym, jechaliśmy na dworzec, a potem kolejką do którejś miejscowości podwarszawskiej i tam szliśmy do jakiegoś domu, za każdym razem innego. Oddawało się do kuchni te nasze wałówki, którą mamy przygotowały, siadaliśmy na podłodze i przychodzili różni ludzie – profesorowie, działacze antypaństwowi, historycy. Michnik tam był między innymi, był Kuroń i opowiadali nam o tych elementach historii, których nie wykładano w szkole. Gdyby państwo wtedy zapytali kogoś, co to jest Katyń, to większość młodych ludzi nie słyszała tego pojęcia. Ja też nie. Na tych spotkaniach dowiedzieliśmy się co się tam stało, kto zginął, kto zamordował polskich oficerów, że nie Niemcy tylko Rosjanie. Potem się dowiedziałem że te wyjazdy które nam Radziwiłka organizowała nazywały się latającym uniwersytetem. Nie znalazłbym się tam gdybym się nie uparł, żeby ona uczyła mnie historii, że jest wyjątkowa, że wyrwie mnie z takiej byle jakości, która wtedy była porażająca – opowiadał pisarz.
O tym na co namawiał Tomasza Raczka Marian Turski, dlaczego wybrał studiowanie teatrologii i jak się zaczęła wieloletnia przyjaźń aurora „Ekranu w proszku” z Zygmuntem Kałużyńskim napiszemy w następnym wydaniu naszej gazety.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie