
Życie przerasta fikcję literacką. Kolejna część relacji ze spotkania z pisarzem Szymonem J. Wróblem w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej w Rypinie
Ciężko sobie wyobrazić w jakiej sytuacji i w jakim stanie psychicznym znajdują się rodziny zaginionych. Oprócz lęku o losy bliskiej osoby dochodzą też prawne perturbacje, np. niemożność przeprowadzenia postępowania spadkowego czy brak dostępu do konta bankowego bez upoważnienia, uciążliwe szczególnie wówczas, gdy zaginiony był głównym żywicielem rodziny. Niektórzy w takim stanie zawieszenia żyją latami, przypłacając to zdrowiem i zadając sobie nieustannie pytanie – jak i dlaczego to się stało? Czasami był to zwyczajny przypadek.
– Gdyby Ewa Tylman miała naładowany telefon komórkowy, nie byłoby sprawy. Ona poprosiła kolegę, który jej towarzyszył, żeby zadzwonił do jej chłopaka, aby po nią przyjechał. Ten kolega celowo wpisuje błędny numer komórkowy partnera Ewy, mówiąc jej, że on nie odbiera. Proponuje, że ją odprowadzi. Dlaczego tak zrobił? Może pokaże to śledztwo – opowiadał pisarz.
Dzięki naładowanemu telefonowi błyskawicznie rozwiązano sprawę zaginionej kobiety z Bielska-Białej. W tym przypadku żona najprawdopodobniej nagrywała kłótnię z mężem.
– W Bielsku strażnik miejski w afekcie zamordował żonę, która podejrzewała go o zdradę. Ciało wyrzucił i zgłosił policji jej zaginięcie. Gdy zwłoki odnaleziono, okazało się, że żona miała przy sobie telefon z dyktafonem i przebieg zbrodni został nagrany – wyjaśnił literat.
O wróżkach, jasnowidzach i prywatnych detektywach
– Często zgłoszenie zaginięcia jest traktowane powierzchownie przez służby. Rodziny są zbywane, to był największy zarzut Najwyższej Izby Kontroli w sprawie Iwony Wieczorek. Kiedy jej mama pierwszy raz poszła na komisariat, dowiedziała się, że dziewczyna pewnie zabalowała i wróci. To były godziny, mogły które decydować o tym, że ślady i monitoring zostaną odpowiednio zabezpieczone – tłumaczył autor „Zawieszonych. O zaginionych i ludziach, którzy ich szukają".
Bliscy zaginionych osób niejednokrotnie prowadzą poszukiwania na własną rękę. Angażują do pomocy prywatnych detektywów, zwracają się do jasnowidzów czy wróżek. To są drogie usługi, a ich skuteczność mocno wątpliwa.
– Jeden z prywatnych detektywów tłumaczył, że jest tańszą wersją Rutkowskiego. Powiedział mi, iż 30 tys. zł netto to wersja podstawowa za tydzień poszukiwań. Ile muszą wydać rodziny, które czują się bezsilne, żeby mieć poczucie, że w ich sprawie się cokolwiek dzieje? W przeciwnym razie pozostanie im pisanie pism do różnych instytucji i nic z tego nie wynika. Bazują na tym wszelkiej maści hochsztaplerzy – wróże i jasnowidze. Nie znalazłem żadnego potwierdzenia, żeby oni komukolwiek pomogli. Bezczelność tych naciągaczy poraża. Na przykład za tysiąc złotych wysyłają pięciominutową analizę tego co się mogło zdarzyć. Moim zdaniem ci ludzie narażali na dodatkową psychiczną traumę rodziny zaginionych, opowiadając niestworzone rzeczy i żerując na zrozpaczonych ludziach. Z kolei prywatni detektywi w Polsce specjalizują się w udowadnianiu zdrad partnera czy partnerki, natomiast zaginięcia to zbyt trudne wyzwanie dla nich – nie owijał w bawełnę Szymon Wróbel.
Pisarz o Archiwum X
– Archiwum X, czyli jak niektórzy uważają zespół do naprawiania błędów kolegów to jest
crème de la crème polskiej policji. Pracują tam wybitni specjaliści i wykonują świetną robotę, co nie zmienia faktu, że ich największe sukcesy wiążą się z upowszechnieniem badań DNA. Jeżeli zostały bardzo dobrze zabezpieczone ślady, a potem udało się dopasować genotyp, to dzięki temu zostało wyjaśnionych dużo spraw. Są nadzieją dla większości moich bohaterów i rodzin, z którymi rozmawiałem. Policjanci z Archiwum X są przeładowani pracą. Zajmują się też poszukiwaniem osób, za którymi wydano listy gończe – poinformował gość rypińskiej biblioteki.
– Istnieje obiegowy mit, że Archiwum X zajmuje się tematem dopiero po 10 latach, co jest nieprawdą. Po zgłoszeniu sprawy, jeżeli ktoś odpowiednio ich zmotywuje i przekona przesłankami wyższą instancję, działają natychmiast. Bogdan Michalec, twórca krakowskiego Archiwum X mówi, że najgorsze jest wchodzenie w schematy. Przykładem może być sprawa 39-latki z Poznania, w której na mały komisariat mąż zgłosił zaginięcie żony. Funkcjonariusz od razu rozpoznaje, że coś jest nie tak i daje znać oficerom Archiwum X, którzy wkraczają do akcji w drugim albo trzecim dniu od zaginięcia. W piątym już mają rozwiązaną sprawę. Ciało kobiety znaleziono w lesie, a zabójcą okazał się mąż. Tutaj wiele zależy od człowieka na najniższym szczeblu, jak on zareaguje na dane zgłoszenie – wyjaśnił pisarz.
Jak ważne jest spostrzegawczość prowadzących przesłuchanie, pokazuje historia trafnego wytypowania sprawcy morderstwa.
– Oficerowie z Archiwum X wrócili po latach do sprawy zabójstwa kobiety. Świadkowie zostali ponownie przesłuchani. Okazało się, że tylko jedna osoba z tego grona mówiła o dziewczynie w czasie przeszłym i to ona okazała się zabójcą – opowiadał literat.
Lepiej nie denerwować uczciwego policjanta
Przykładem może być historia z Pszczyny.
– Na początku lat 90. ubiegłego wieku pracował w tym mieście młody policjant, który wstąpił w związek małżeński. To był taki okres, kiedy niemal wszyscy funkcjonariusze brali łapówki, a on nie. Teściowie, u których mieszkał, zaczęli mu wyrzucać, że przez to, że nie bierze ich córka jest taka biedna, nie ma ani samochodu, ani domu. Któregoś dnia nastąpiło takie wyładowanie emocjonalne i ten mężczyzna wyładował cały magazynek w teścia i teściową. Dostał wyrok, a gdy wyszedł po odbyciu kary, okazało się, że żona z dziećmi na niego czekały. Mnie nic już absolutnie nie zdziwi – podkreślił Szymon Wróbel.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie