
Mimo walki do ostatnich sekund, piłkarze Lecha Rypin musieli pogodzić się z trzecią ligową porażką z rzędu. Tym razem 1:2 z Pogonią Mogilno
Sobotnie spotkanie drużyny rozpoczęły już o 11, w związku z popołudniowym piknikiem rodzinnym na terenie miasta. Lechici mieli z Pogonią rachunki do wyrównania po jesiennej kanonadzie w Mogilnie, gdzie gospodarze wygrali aż 6:0.
Początek spotkania mógł napawać optymizmem. Lech Rypin od pierwszego gwizdka przejęli inicjatywę, grali wysoko, zaczynając pressing już na połowie przeciwnika. Wydawało się, że odważna ofensywa przyniesie skutek bramkowy już w pierwszym kwadransie. Swoje okazje mieli Szymon Moszczyński, po uderzeniu zza pola karnego, i Martyn Trędewicz, który tuż przed oddaniem strzału z dziesiątego metra zderzył się z rywalem, ale sędzia nie dopatrzył się przewinienia. W 9. minucie goście wyprowadzili zabójczą kontrę, po której Łukasz Anuszewski musiał wyciągać piłkę z siatki. Bramkę zdobył Mateusz Nawrocki.
Po szybkim objęciu prowadzenia piłkarze Pogoni nie forsowali tempa, a huraganowe ataki Lechitów z początku meczu, z czasem traciły na sile. Na dodatek już w 18. minucie boisko musiał opuścić kapitan i ostoja defensywy Piotr Buchalski. Inna sprawa, że bardzo dobre zawody rozegrał jego zmiennik Błażej Dąbrowski. W kolejnych minutach gra się wyrównała. Rypinianie próbowali zachęcić gości do wyjścia z własnej połowy, ale nie przełożyło się to na kolejne sytuacje bramkowe. Kilka razy lewym skrzydłem próbował szarpnąć Marcin Mrówczyński, ale jego dośrodkowania konsekwentnie wybijali obrońcy z Moglina. Pod koniec pierwszej połowy groźny strzał oddał jeszcze doświadczony Fodrowski, z rzutu wolnego swoich sił próbował też Mateusz Szymborski, ale golkiper z Moglina spisywał się bez zarzutu. Do przerwy było 0:1 dla rywali.
Drugą cześć Lechici rozpoczęli z animuszem. Już po chwili mocnym i precyzyjnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Mrówczyński, ale po raz kolejny na posterunku był Wachowiak. Kolejne minuty nie obfitowały w dogodne sytuacje strzeleckie. Co prawda nasz zespół dyktował tempo gry, miał ogromną przewagę w posiadaniu piłki, ale był bezradny wobec szczelnej defensywy Pogoni. Lechici opierali grę ofensywną na skrzydłach, które trener Paczkowski próbował ożywić, wprowadzając na boisko Damiana Chojnackiego. Na dziesięć minut przed końcem gry doskonałą okazję do wyrównania miał ponownie Mrówczyński. Skrzydłowy próbował dwukrotnie z bliskiej odległości pokonać bramkarza Pogoni. Najpierw uderzał głową, za chwilę dobijał nogą, ale piłka wciąż nie chciała wpaść do bramki. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 89. minucie. Goście znów wyprowadzili szybką kontrę i na 2:0 podwyższył Krzysztof Urtnowski. Mimo, że mecz był praktycznie rozstrzygnięty, nasi piłkarze nie rezygnowali i błyskawicznie odpowiedzieli. Po sprytnie rozegranym rzucie rożnym Szymon Moszczyński znalazł w szesnastce Błażeja Dąbrowskiego, a ten tylko dołożył nogę i ponownie wlał nadzieję w serca kibiców. Na wyrównanie zabrakło już jednak czasu, ale mimo porażki, trzeba docenić heroiczną walkę naszego zespołu w ostatnich minutach meczu.
Patrząc na formę Lecha w ostatnich spotkaniach, trudno być optymistą przed wyjazdowym meczem z Promieniem Kowalewo Pomorskie. Co prawda najbliżsi rywale zgromadzili w tym sezonie zaledwie siedem punktów i zajmują przedostatnie miejsce w tabeli, ale tej wiosny potrafili już urwać punkty Cuiavii Inowrocław i Sadownikowi Waganiec. Jesienią w Rypinie nasi piłkarze wygrali 2:1.
Tekst i fot.
Tomasz Błaszkiewicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie