Reklama

Przebudzeni z amerykańskiego snu

Tygodnik CRY
07/11/2025 14:58

Stany Zjednoczone, kraj wielkich możliwości, szybkich karier i dostatku. Iluż było ludzi którzy z 10 dolarami w kieszeni w krótkim czasie stali się milionerami? Taki obraz Ameryki był dość powszechny w popkulturze, aż pojawili się reżyser Sam Mendes oraz scenarzysta Alan Ball i wywrócił stolik.

Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna w Rypinie to nie tylko wypożyczalnia książek, ale instytucja proponująca mieszkańcom rozmaitość wydarzeń i aktywności kulturalnych. Jedną z nich jest Klub Filmowy prowadzony przez Igora Janowicza, który dzieła wybiera, omawia je przed pokazem, a po nim prowadzi dyskusję wraz z Markiem Taczyńskiem, dyrektorem książnicy.

W poniedziałek 24 października miłośnicy kina spotkali się w sali wystaw i promocji biblioteki, aby wspólnie obejrzeć „American Beauty” ze znakomitymi rolami Kevina Spacey’a i Annetty Bening. Film miał w Stanach premierę w 1999 roku, w Polsce w 2000 i był debiutem obu jego twórców.

Film, mimo że zrealizowany za niewielkie pieniądze, jak na Hollywood, zdobył 5 Oskarów i worek innych ważnych nagród, był też sukcesem kasowym. Nagrody amerykańskiej Akademii Filmowej zdobyli: Sam Mendes – najlepszy reżyser, Alan Ball – najlepszy oryginalny scenariusz, Kevin Spacey – najlepszego aktor pierwszoplanowy, Conrad L. Hall – najlepsze zdjęcia. Statuetkę otrzymali również oraz producenci – Bruce Cohen i Dan Jinks za najlepszy film.

„American Beauty” opowiada o amerykańskim śnie. Tylko czy on istnieje? Czy bohaterowie filmu reprezentujący zasobną i zadowoloną ze swojej pozycji klasę średnią są autentyczni, czy tylko udają? Autorzy tego dzieła nie mają litości. Pokazują hipokryzję, grę pozorów i zakłamanie większości postaci. W końcu ten balon pęka, a przebudzenie jest bolesne.

Po projekcji Igor Janowicz zapytał zebranych czy film przetrwał próbę czasu?

– To było objawienie, ten film uderzył w serce Ameryki, wywalił na zewnątrz wnętrzności. Odniósł spektakularny sukces, ale w Polsce i w Europie nie był zrozumiany. Nie ma w nim zbędnych scen. Ten, kto napisał ten scenariusz, musiał być filozofem. Moim zdaniem dla Ameryki się zestarzał, ale dla nas w Europie jeszcze nie – zauważył pierwszy mówca.

Kolejna osoba filmem nie była zachwycona, więc dyskusja skręciła na temat kinematografii w ogóle i tego czym współczesna się różni od tej sprzed ćwierć wieku, po czym, dzięki interwencji prowadzących rozmowa wróciła na wyznaczony tor.

– W tym filmie prawie każdy udaje, przynajmniej do czasu, albo ukrywa jakąś tajemnicę – zauważyła kolejna osoba i pozostali się z nią zgodzili.

Każdy, kto chciałby obejrzeć „American Beauty”, może bez problemu znaleźć ten tytuł w internecie. Naprawdę warto.

Tekst i fot. (jd)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Rypin-cry.pl




Reklama
Wróć do