
Zastanawiają się rypiński muzealnik Andrzej Szalkowski i dziennikarka „CRY” Jolanta Dołęgowska
– A.S. Minął Dzień Kobiet, którego geneza ma smutne początki, a obecny wydźwięk jest bardzo sympatyczny. Dla niektórych to święto komunistyczne, dla innych miła refleksja oraz wspomnienie goździków i rajstop wręczanych na tę okoliczność w zakładach pracy. Goździk, rajstopy i buch w mankiet, czyli całus w grzbiet kobiecej dłoni. Obecnie to święto staje się obiektem deprecjonowania, a ów pocałunek odchodzi w zapomnienie. O archaiczności tegoż gestu pisano już lata temu, nazywając go cmok-nonsensem. „Całuję twoją dłoń, madame” śpiewał Mieczysław Fogg, pan o nienagannym wyglądzie i manierach oraz ciekawym głosie, ulubieniec naszych babć. Po prawdzie, w tym utworze śnił o ustach podmiotu lirycznego, lecz nie bądźmy drobiazgowi. Czy dzisiaj ci, którzy nie odstąpili od rzeczonego zwyczaju są niemodni, czy przesadnie ugrzecznieni? A może to seksizm? Jakie jest Pani zdanie?
– J.D. Grzeczności nigdy nie za wiele, więc argument o przesadnym ugrzecznieniu odrzucam. Bycie niemodnym jest czasami modne, nawet pożądane. Mnie ten gest nie przeszkadza, ale też go nie oczekuję. Nie uważam, żeby był seksistowski. Martwi mnie coś zupełnie innego, mianowicie zdrowie panów i produkt krajowy brutto. Proszę sobie wyobrazić wielu mężczyzn kolejno buchających jedną dłoń. Któryś może być przeziębiony, inny mieć opryszczkę albo początki anginy. Ten na końcu zgarnie wargami swymi wszystkie bakterie, wirusy i grzyby pozostawione przez szarmanckich poprzedników. Potem leczenie, nawet szpital, niezdolność do pracy i (co najgorsze) nasze PKB leci w dół. Aż dreszcz mną wstrząsną. Co Pan na to?
– A.S. Pozwoliłem sobie kilka dni temu napisać do różnych pań, z którymi wiążą mnie przyjaźń, znajomość, stosunki zawodowe. Wysłałem e-maile również do panów, co sądzą o całowaniu w rękę. Wiele osób, różne przypadki, profesje i wiek. Wśród odpowiedzi na plan pierwszy wysuwa się kwestia relacji między osobami – witaną i całowaną w rękę i tą, która tę czynność czyni. Jeśli obie strony się szanują i lubią, to gest ów odbierany jest przez kobiety serdecznie, a przez mężczyzn składany życzliwie i chętnie. W sytuacji wymuszonej, pojawia się opór z obu stron. Ostatecznie wyszło, że gdy się cenimy i czujemy wzajemną sympatię, to ten akt jest miły obu stronom. W kwestii zagrożeń wynikających z całowania damskiej dłoni wolę paść trupem, rażony podstępnym bakcylem, niż za życia być prostakiem. W powietrzu mamy tyle paskudztwa, które wziewamy, że naprawdę nie ma powodów do obaw. Poza tym szanujące się damy do powitania podają czystą dłoń. W literaturze miłość pchała bohaterów nie tylko do całowania rąk swoich lubych. Reymont w „Komediantce” pisze, jak Grzesikiewicz „ogarniał ją wzrokiem i miał wielką ochotę paść przed nią na kolana, całować jej ręce, nogi, kraj sukni”. Kiedyś całowano dłoń księdza, o czym jedna z moich respondentek napisała. Tradycja pamięta całowanie dłoni na znak prośby o wybaczenie, tak zrobił ostatnio papież Franciszek. Pani zdanie?
– J.D. Jestem pod wrażeniem Pana pracowitości w materii zasięgania opinii znajomych na poruszany przez nas ważny temat, rzekłabym kardynalny. Zgadzam się całkowicie, że jeśli wzajemna sympatia towarzyszy pocałunkowi, jest to miły gest dla obu stron. W przeciwnym wypadku może być przykrością. Z drugą kwestią, czyli poświęceniem swego życia bezcennego z błahego powodu nie zgadzam się i protestuję. Po pierwsze, nie jest prostakiem ten, który nie całuje. Zmiana obyczajów w tej dziedzinie stała się faktem, nawet w kręgach bon tonowo wiodących czyli dyplomatycznych. Jeśli trafi się Panu cudzoziemka, może ją tenże pocałunek wprawić w konsternację, a jej towarzysza w rozjuszenie. To, że damy podają dłoń dokładnie wyszorowaną nie ulega wątpliwości, tylko trudno, aby po każdym buchu biegły do toalety celem zmycia miazmatów. Podając za przykład reymontowskiego bohatera wkroczył Pan w pierwiastek miłosny, a to już co innego. W tym przedmiocie o uczucia chodzi i pocałunki padają na cały organizm, nawet na te części, o których myśląc, płonię się dziewiczym rumieńcem. Całowanie księdza, czy dziedzica feudalizmem mi pachnie, więc się wzdragam na tę myśl. Reasumując, można tak i tak, zależy od sytuacji i kontekstu. Jerzy Waldorff mawiał „Klasą jest przestrzegać etykietę i lekceważyć konwenanse”. Granica między jednym, a drugim jest cienka. Może następnym razem zastanowimy się co łamać i czego przestrzegać? Jak się Pan na taką propozycję zapatruje?
– A.S. Zatem, kto chce niech całuje, kto nie chce, wystarczy jak uszanuje! Chętnie, podyskutuję z Panią na kolejne tematy. Życie w społeczeństwie ujmuje nas w pewne ramy, jak się w tym nie pogubić, oto jest pytanie. Za kolejny temat może weźmy kwestię przyjmowania gości, sadzania ich przy stole, dopuszczania dzieci do stołu z dorosłymi, itp. Co Pani na to?
– J.D. Dobrze, spróbujmy zmierzyć się z tym zagadnieniem.
Zwrot cmok-nonsens wprowadziła do naszego języka Janina Ipohorska, osoba wielu talentów, błyskotliwa i dowcipna. Przed laty, pod pseudonimem Jan Kamyczek prowadziła w tygodniku „Przekrój” rubrykę „Demokratyczny savoir-vivre” i, jak się można domyślić, była przeciwniczką całowania kobiet w rękę.
(jd), fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Całować. Całować. Całować. Pozdrawiam.
www.jak-sie-calowac.pl