Reklama

Tomasz Raczek w rypińskiej bibliotece – cz. II

Tygodnik CRY
11/07/2025 14:08

Podczas spotkania w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej w Rypinie Tomasz Raczek powiedział, że jego zdaniem najważniejsze jest kogo spotkamy w życiu i z jakimi ludźmi przyjdzie nam przez nie przechodzić.

Nie sposób się nie zgodzić z taką tezą. Rodzina, nauczyciele, koleżanki, koledzy mogą mieć znaczący wpływ na to jakie będą nasze losy. Można mieć trochę szczęścia i spotkać na swojej drodze, kogoś, dzięki komu nasze życie potoczy się wspaniale, ale też można takiej osoby poszukać. Tak zrobił Tomasz Raczek w przypadku Radziwiłki, o czym pisaliśmy w poprzednim wydaniu naszego dwutygodnika.

Krytyk, pisarz, redaktor naczelny kilku periodyków miał szczęście do ludzi, a przede wszystkim miał wspaniałych rodziców. To oni dali mu siłę, poczucie własnej wartości i odwagę w dążeniu do celu. Poniekąd dzięki ojcu poznał Zygmunta Kałużyńskiego, co zaowocowało wspólnymi opowieściami o filmach w II programie Telewizji Polskiej i wieloletnią przyjaźnią.

– Miałem 12 lat i obchodziłem imieniny. Przyszedł tata z prezentem – książką i powiedział: wiesz Tomek jeżeli ty się interesujesz filmem i chcesz coś na ten temat pisać to powinieneś przeczytać książkę tego faceta, bo on pisze inaczej niż wszyscy i wręczył mi felietony Zygmunta Kałużyńskiego „Nowa fala zalewa kino”. Dlaczego to było takie ważne zdanie? Ojciec powiedział mi wtedy, że bycie innym niż wszyscy, myślenie w inny sposób niż wszyscy nie jest złe – tłumaczył gość rypińskiej biblioteki.

Kto by pomyślał, że lektura jednej książka może zdeterminować życie człowieka. A jednak. Warto więc czytać książki, kto wie, może zaprowadzą nas w obszary będące wcześniej terra incognita. Nim Tomasz Raczek poznał Zygmunta Kałużyńskiego skończył szkołę średnią i rozpoczął studia na Wydziale Teatrologii ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie.

Był rok 1976, robotnicze strajki w Radomiu i Ursusie, gospodarka wartko staczała się w dół, szalała cenzura. W tym pamiętnym roku Tomasz Raczek stanął przed wyborem uczelni, na której chciałby studiować.

– Chciałem zdawać na historię sztuki, ale będąc jeszcze w trzeciej klasie szkoły średniej dowiedziałem się o istnieniu teatrologii. Chodziłam tam na wykłady jako wolny słuchacz, żeby tam być, poznawać tych ludzi i nasiąkać atmosferę odwagi, niezgody, wewnętrznego protestu przeciwko przyjmowaniu tego co mówi władza za dobrą monetę. Jestem tak wychowany, że zawsze wątpię, gdy wszystko jest podawane jako prawda objawiona. Trzeba sprawdzić to samemu bo różne rzeczy się mówi. Tego mnie też uczyła Anna Radziwłł – wyjaśnił krytyk.

Warto tutaj wspomnieć, że Wydział Teatrologii ówczesnej PWST powstał po wydarzeniach marca 1968 roku. Wyrzuceni z Uniwersytetu Warszawskiego profesorowie znaleźli przystań w uczelni kształcącej przyszłych aktorów.

– Szkoły artystyczne nie polegały ówczesnemu Ministerstwu Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, tylko Ministerstwu Kultury. Zrodził się wtedy taki pomysł: stwórzmy wydział teatrologiczny czyli teoretyczny. Zatrudnieni zostali w nim wszyscy wyrzuceni z uniwersytetów humaniści. Tam były same gwiazdy i to gwiazdy mające cywilną odwagę zaprotestować i ponieść tego konsekwencje – opowiedział gość rypińskiej biblioteki o kulisach powstania teatrologii w uczelni przy ul. Miodowej w Warszawie.

Tomasz Raczek bez kłopotów dostał się na ten elitarny kierunek, bo zainteresowanie nim było ogromne. Dzięki studiom teatrologicznym poznał wreszcie swojego idola – Zygmunta Kałużyńskiego.

– Przyszła pani z telewizji i powiedziała że chcą robić nowy program pod tytułem „Warianty” w Dwójce, który będzie w niedzielę raz w miesiącu. Czworo studentów teatrologii miało prezentować cztery różne wersje tej samej sceny z jakiejś sztuki i bronić tych interpretacji. Sędzią miał być Zygmunt Kałużyński, a my mieliśmy go przekonać, która z tych inscenizacji wniosła najwięcej do tej sztuki – mówił Tomasz Raczek o szansie, którą dał mu los, a może też jego wcześniejsze wybory, na spotkanie podziwianego publicysty i telewizyjnej osobowości.

Przyszły krytyk filmowy od razu zwrócił na siebie uwagę Zygmunta Kałużyńskiego podczas realizacji programu i tak zaczęła się wieloletnia znajomość, a potem przyjaźń obu panów.

Podczas swojej zawodowej drogi Tomasz Raczek spotykał wiele nietuzinkowych osób, z niektórymi różnił się poglądami, co nie przeszkadzało mu cenić je za inne walory. Były lata 80. XX wieku, czas braku nadziei, pustych półek, głębokich podziałów politycznych i masowo uciekających na Zachód Polaków. Wróg wówczas był jeden – Związek Radziecki. Rządząca Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, na czele której stał generał Wojciech Jaruzelski była niebezpodstawnie kojarzona z sowietami. Co oznaczała przynależność do PZPR-u? Kolaborację, oportunizm, a może chęć działania na rzecz innych? To temat rzeka i nie będziemy się nim w tym artykule zajmować.

Tomaszowi Raczkowi niejednokrotnie proponowano zapisanie się do partii i zawsze odmawiał.

– Gdy pracowałem w „Polityce” w latach 80. kolega, który był tam przewodniczącym komórki partyjnej, namawiał mnie: zapisz się, przecież to nic takiego strasznego. Kariery politycznej robić nie musisz, dlaczego się tak upierasz? Na szczęście trafiłem na świetnego człowieka, bo nawet wśród nich był fajnie ludzie. Powiedział mi: dobra ja to rozumiem, ale jeszcze do ciebie kiedyś przyjdę, zapytam może zmienisz zdanie. Trzy razy tak było. Zdania nie zmieniłem. Dlaczego to teraz przypominam? Ten człowiek w ostatnich latach stał się takim bohaterem narodowym, symbolem doskonałości etycznej. To był Marian Turski, ten sławny więzień Oświęcimia, który tak wzruszająco i mądrze przemawiał. Tym samym chciałem powiedzieć, że nigdy z góry po poglądach nie można oceniać ludzi, bo się okazuje że niezależnie od tego jakie mają zapatrywania, to mogą być dobrymi ludźmi. Tak niewątpliwie było z Marianem. Przez całe życie wspominam go i wszystkie nasze rozmowy, nawet w czasach kiedy był tym szefem PZPR w „Polityce”, z sympatią i z przyjemnością, bo nigdy się nie ześwinił – opowiadał dziennikarz.

Spotkanie z Tomaszem Raczkiem trwało ponad trzy godziny, a w sali wystaw i promocji Miejsko-Powiatowej Biblioteki Publicznej w Rypinie publiczność się nie mieściła. Część osób przysłuchiwała się opowieściom krytyka z korytarza.

Tekst i fot. (jd)

Aktualizacja: 14/07/2025 15:13
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Rypin-cry.pl




Reklama
Wróć do