
Lechitom jeszcze sporo brakuje do czołowych drużyn IV ligi. Honor Lecha Rypin uratował Marcin Mrówczyński
Przed spotkaniem trudno było wierzyć, że piłkarze Lecha Rypin prowadzeni przez Tomasza Paczkowskiego zdobędą trzy punkty w starciu z faworytem rozgrywek. W trakcie rundy jesiennej Lechici mieli przebłyski bardzo dobrej gry (5:2 z Cuiavią Inowrocław, 2:1 z Zawiszą II Bydgoszcz), ale też zbyt wiele kompromitujących momentów, jak choćby porażka 0:6 z Pogonią Mogilno, mimo gry z przewagą jednego zawodnika przez większość meczu. Do sobotniego pojedynku Lech RYpin pozostawał niepokonany na własnym boisku. Dobra passa została w końcu przerwana.
Początek spotkania nie zwiastował wysokiej porażki. Obie drużyny rozpoczęły spokojnie, z dużym respektem do przeciwnika. W 8. minucie na bramkę Stachewicza groźnie strzelał Arkadiusz Kozłowski, ale nasz golkiper wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. Po chwili rypinianie odpowiedzieli za sprawą Szymona Moszczyńskiego, jednak po strzale pomocnika piłka poszybowała nad poprzeczką. Po dwudziestu minutach goście zaczęli przejmować inicjatywę. Lepiej operowali piłką, stwarzając zagrożenie pod bramką Lecha. W 31. minucie kolejną dobrą interwencją popisał się Stachewicz, choć miał też trochę szczęścia, bo po dobitce piłka przeleciała obok słupka. Cztery minuty później przyjezdni objęli zasłużone prowadzenie, a do siatki trafił Kozłowski. Bramka nie podziałała na Lecha jak zimny prysznic, z każdą minutą gra naszych piłkarzy wyglądała coraz gorzej. Z kolei goście nabrali wiatru w żagle i w 39. minucie strzelili drugą bramkę. Lechici nie zdążyli otrząsnąć się po utracie gola, a Stachewicz po raz trzeci musiał wyciągać piłkę z siatki. Tym razem futbolówkę w środku pola stracił Mrówczyński i goście nie mieli problemu ze strzeleniem trzeciego gola. W doliczonym czasie gry Maciej Jankowski strzałem głową podwyższył wynik na 4:0.
Druga połowa nie przyniosła wielkich emocji. Kilka minut po rozpoczęciu gry zrehabilitował się Mrówczyński, który pięknym, mierzonym strzałem pokonał golkipera Rol.Ko. Szybki gol nie odwrócił jednak losów spotkania. Goście w pełni kontrolowali wydarzenia na murawie i w 87. minucie strzelili piątą bramkę, autorstwa rezerwowego Arkadiusza Piskorskiego.
Przed rundą rewanżową trener zespołu Lech Rypin Paczkowski ma sporo zmartwień, ale i kilka powodów do optymizmu. Największym problemem jest gra w defensywie. W szesnastu spotkaniach Lechici stracili aż 41 bramek. Niepokoi też fatalna forma w meczach wyjazdowych, w których nie udało się odnieść ani jednego zwycięstwa. Z drugiej strony jesienią Lech udowodnił, że potrafi grać na własnym stadionie i punkty zdobyte przy ul. Sportowej pozwalają na zajęcie miejsca w środku tabeli. Miejmy nadzieję, że wiosną nasi zawodnicy znajdą sposób na grę w meczach wyjazdowych. To klucz do zajęcia miejsca w górnej części tabeli IV ligi.
Tekst i fot.
Tomasz Błaszkiewicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie