
W sobotę 17 października Lech Rypin rozegrał kolejny mecz w IV lidze. Po zaciętym spotkaniu, toczonym w strugach deszczu, rypińska drużyna wygrała 4:2 z Notecianką Pakość
Lech Rypin grający u siebie i na wyjeździe to dwa zupełnie inne zespoły. Po ostatnich wizytach w Mogilnie (0:6) i Brześciu Kujawskim (3:3) fani rypińskiej jedenastki mogli być zaniepokojeni. Nie ze względu na wyniki, wszak porażki w ciągu sezonu to naturalna sprawa, ale z uwagi na styl i nieporadność w grze obronnej. W meczu z Pogonią piłkarze dowodzeni przez Tomasza Paczkowskiego stracili pięć bramek, grając z przewagą jednego zawodnika. Z kolei w ostatnim meczu z Łokietkiem Lechici na pięć minut przed końcowym gwizdkiem prowadzili 3:1, by ostatecznie zremisować. W sobotę musiała przyjść rehabilitacja.
Lech od pierwszego gwizdka narzucił gościom własny styl gry. Przewaga w posiadaniu piłki przyniosła jednak skutki dopiero w 35. minucie. Rypinianie wykonywali rzut rożny. Piotr Buchalski zgrał piłkę głową do Błażej Dąbrowskiego, ale nasz pomocnik trafił w słupek. Najszybciej w zamieszaniu pod bramką Notecianki odnalazł się Martyn Trędewicz i wyprowadził Lecha na prowadzenie. Rypiński zespół stwarzał kolejne sytuacje, ale był nieskuteczny. Do przerwy wynik brzmiał 1:0.
Drugą połowę obie ekipy rozpoczęły z wysokiego „c”. Goście dążyli do wyrównania i już po pięciu minutach dopięli swego za sprawą Norberta Rościszewskiego. Lechici nie potrzebowali dużo czasu na rehabilitację. W 54. minucie piłkę przed polem karnym przejął Szymon Moszczyński i mocnym strzałem z powrotem wyprowadził rypińską drużynę na prowadzenie. Gdy wydawało się, że Lech opanował sytuację, znowu dała o sobie znać nieporadność w grze obronnej. Nasi piłkarze nie zdążyli nacieszyć się po objęciu prowadzenia, a znowu oglądali piłkę we własnej bramce. Tym razem na linii niepewnie interweniował bramkarz Kamil Stachewicz i Patryk Strauchman głową skierował piłkę do siatki.
Ostatni kwadrans należał już wyłącznie do Lecha. Nasi zawodnicy po raz trzeci na prowadzenie wyszli w 74. minucie. Piłkę w pole karne wrzucił Marcin Mrówczyński i gola strzałem głową zdobył Radosław Rybka. Tym razem o nerwowej końcówce nie było mowy. Co prawda w 80. minucie bramkarz Lecha musiał wykazać się refleksem przy znakomitym strzale lecącym pod poprzeczkę, ale ostatnie dziesięć minut należało już wyłącznie do rypinian. Na skrzydle szalał niezmordowany Mrówczyński. Na pięć minut przed końcem gry wpadł z piłką w pole karne, ale tuż przed oddaniem strzału został sfaulowany. Piłkę na jedenastym metrze ustawił kapitan Piotr Buchalski i spokojnym uderzeniem ustalił wynik meczu. Dzięki wygranej Lech wskoczył na bezpieczne, dziewiąte miejsce w tabeli.
W najbliższej kolejce przed rypińską drużyną olbrzymia szansa na przełamanie niemocy w wyjazdowych spotkaniach. Piłkarze Tomasza Paczkowskiego zagrają w Wagańcu z tamtejszym Sadownikiem. Gospodarze sobotniej potyczki zgromadzili do tej pory tylko pięć punktów i zajmują dopiero czternaste miejsce w tabeli IV ligi. Początek meczu o 12.00.
Tekst i fot. (ToB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie