
Od lat zajmuje się modelarstwem kartonowym. Jest pomysłodawcą i uczestnikiem corocznego Konkursu i Wystawy Modelarskiej w Rypinie. O swojej pasji opowiada Marcin Konopacki
Pierwsze modele sklejał już w szkole podstawowej. Zainteresowanie nie wzięło się jednak znikąd, bowiem Marcin już jako mały chłopiec obserwował modele tworzone przez ojca: – Tata rozkładał cały warsztat na stole, a ja początkowo nieśmiało spoglądałem w kierunku tych modeli. Kleił głównie z papieru i plastiku.
Przyszedł moment, w którym Marcin postanowił skleić samodzielnie pierwszy model: – To była piąta klasa podstawówki – wspomina. – Udało mi się skleić samolot Messerschmitt 109 z „Małego Modelarza”. To była dla mnie wielka frajda, tym bardziej, że zrobiłem go sam, a tata jedynie udzielał mi rad. Byłem tak dumny, że powiesiłem sobie ten samolot na nitkach pod sufitem.
W latach 90. dostępność modeli kartonowych była jeszcze mocno ograniczona. Internet dopiero raczkował, zatem nie mogło być mowy o wyszukiwaniu konkretnych samolotów czy czołgów. Pasjonaci zaglądali więc przede wszystkim do kiosków Ruchu, w których co miesiąc można było dostać najnowsze wydanie „Małego Modelarza”. Pismo istnieje od 1957 roku i do dziś cieszy się powodzeniem wśród miłośników tego hobby. – Rzeczywiście, trudno było wtedy o jakąś alternatywę, ale nie narzekałem, bo te modele były naprawdę niezłej jakości – przyznaje Marcin. – Zresztą ta pasja nie trwała długo. Stworzyłem może pięć modeli i jak każdy młody człowiek szybko znalazłem kolejne hobby. A trzeba przyznać, że modelarstwo wymaga ogromnego poświęcenia i pracy. Na kilka lat o nim po prostu zapomniałem.
Powrót po latach
Marcin zainteresował się historią. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego w Rypinie zdecydował, że chce studiować na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Już w Toruniu historia zatoczyła koło. Był 2002 rok. – Wybrałem się do kiosku i zupełnie przypadkiem moją uwagę przykuło znajome logo „Małego Modelarza”. Akurat do sklejenia był popularny czołg T-34 „Rudy”, w dość dobrym opracowaniu. Kupiłem go, to był impuls. Przez kolejne dwa dni go nie ruszyłem, aż wreszcie przyjechałem na weekend do Rypina i pokazałem model tacie. Wyciągnęliśmy narzędzia z domowej szuflady, klej do butów, zwykłe nożyczki, pilnik do paznokci i tak z powrotem zabrałem się do pracy.
Przez rok Marcin stworzył trzynaście dość prostych modeli. – Te czołgi czy samoloty pozostawiały jeszcze wiele do życzenia, ale zależało mi na tym, żeby odświeżyć zardzewiały warsztat. Gdyby zestawić je z modelami, które robię teraz, wyglądałyby one tragicznie. Ale najważniejszy był sam powrót, już wiedziałem, że chcę tworzyć następne – dodaje.
Po kilku latach przerwy zmieniły się też realia i możliwości tworzenia stały się większe. Modelarze nie ograniczali się już tylko do zestawów kupowanych w kioskach, zaczęli korzystać z Internetu i aukcji. Możliwe stało się sklejanie wymarzonych modeli, których zdobycie jeszcze kilka lat temu graniczyło z cudem. Zaczęły powstawać również tematyczne fora internetowe, zrzeszające modelarzy nie tylko z Polski, ale i z całego świata. Za ich pomocą pasjonaci mogą wymieniać się doświadczeniami, nauczyć różnych technik czy przesyłać zdjęcia z efektami ich pracy. – Trafiłem na te fora przypadkowo, dopiero po dwóch latach regularnej pracy. To, co tam zobaczyłem, zupełnie zmieniło moje podejście do sklejania, bo te pojazdy były rzeczywiście wspaniałe.
Modele, które Marcin tworzył do tej pory, okazały się dla niego mało atrakcyjne. Mógł zrezygnować lub zmotywować się do dalszej pracy. Wybrał drugą opcję: – Gdy zobaczyłem, co niektórzy robią z kartonem, powiedziałem sobie, że też muszę to umieć.
Cierpliwość przede wszystkim
W międzyczasie Marcin skończył studia, zaczął pracować, ale zawsze znajduje przynajmniej pół godziny dziennie na przyklejenie choćby jednej części. I stale doskonali swój warsztat. Tym bardziej, że istnieją różne podejścia do sklejania modeli kartonowych. Oprócz standardowej formy, która ogranicza się do wykonywania modelu prosto z wycinanki, możliwa jest także tzw. waloryzacja modeli, której zwolennikiem jest nasz rozmówca: – Najprościej mówiąc, jest to dodawanie do tych standardowych części wycinanki własnych elementów np. drutu, drewna lub jakichkolwiek innych tworzyw. Po to, aby w jaki największym stopniu przypominały oryginały. Osoby, które tworzą w standardzie, często krytykują takie zabiegi, bo uważają, że jest to pomoc dla tych, którzy nie umieją kleić. W końcu pod farbą można ukryć wiele niedoskonałości. Ja się z tym nie zgadzam. Dodawanie własnych elementów świadczy o kreatywności danego modelarza – uważa Marcin.
Waloryzację wykonuje się np. za pomocą farb, które można kupić w sklepach modelarskich. Rozpiętość cenowa jest znaczna, niektóre kosztują nawet 60 zł. W ofercie są także specjalnie płyny w kolorach ziemi, które imitują zabrudzenia na pojazdach oraz oczywiście pędzle: – Wydawnictwa często upraszczają pewne elementy np. konstrukcję koła. Bazując na podstawowych wycinankach, staram się poprawić te części, tak aby przypominały oryginalny model niemal w stu procentach.
Rypińska wystawa
Pracując w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie Marcin wpadł na pomysł zorganizowania ogólnopolskich zawodów modelarskich. Pierwsza edycja Konkursu Modeli Kartonowych i Makiet Historycznych odbyła się w 2011 roku w Szkole Podstawowej nr 1. Przez pierwsze dwie edycje Marcin był nie tylko uczestnikiem, ale i organizatorem. Od tego momentu impreza stale się rozwija, odbywa się corocznie w ostatni weekend lutego w Rypińskim Centrum Sportu. Do naszego miasta przyjeżdżają zawodnicy z Warszawy, Gdańska, Poznania czy Olsztyna. W tym roku miała miejsce już piąta edycja, a Marcin wywalczył pierwsze miejsca w dwóch kategoriach: – Ruszyliśmy z tą imprezą praktycznie od podstaw. Znalazły się pieniądze na organizację, ale musieliśmy zadbać też o odpowiednią promocję. W tym pomógł nam Internet i fora, o których a. Okazało się, że zainteresowanie jest ogromne. Już w pierwszym konkursie mieliśmy około stu modeli, z czego osiemdziesiąt było konkursowych.
Okazuje się, że sklejanie z papieru to zajęcie popularne nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Marcin poznał pasjonatów z Hiszpanii czy nawet Tajlandii, którzy zamawiają polskie modele. Czy modelarstwo można nazwać sztuką? – Chyba nie zaryzykuję takiego stwierdzenia. Dla mnie jest to przede wszystkim dobra zabawa i ogromna pasja. Jest to specyficzna forma rozrywki, bo wymaga cierpliwości, a efekty nie przychodzą od razu. Przede mną też jeszcze dużo nauki – podsumowuje Marcin.
Tekst i fot. (ToB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie