
O tym jak z dziennikarstwa przeskoczył do polityki, co wiąże go z naszym regionem i jakie ma plany dotyczące okręgu toruńsko-włocławskiego rozmawiamy z Krzysztofem Czabańskim
– Co sprowadza Pana z Warszawy do naszego regionu? Pochodzi Pan przecież ze stolicy, tam się Pan urodził...
– Rodzina mojego ojca pochodzi z woj. kujawsko-pomorskiego, ze Żnina. To powiat, w którym Kujawy Białe łączą się z Pomorzem. Praktycznie do studiów tam się wychowywałem. Cały czas spędzałem w Żninie, wychowywany w dużej mierze przez stryjów i dziadków. Z kolei rodzina mojej mamy pochodzi z Wileńszczyzny, a do Torunia po wojnie przyjechało wielu Kresowiaków. Są dwie nitki silnie łączące mnie z tym rejonem: po pierwsze rodzina i przyjaciele z tamtych lat, po drugie Kresowiacy. Ale są tu też przyjaciele z innego okresu, zwłaszcza z podziemia solidarnościowego, czyli stanu wojennego i pierwszej Solidarności. Te przyjaźnie wtedy się zaczęły i trwają do dzisiaj. Tak jak moja kariera zawodowa związała się z Warszawą, z mediami centralnymi różnego rodzaju, tak i więzi rodzinne i koleżeńskie tutaj trwały. Mam mentalność człowieka stąd, a poza tym przez lata obserwacji mam obraz tego, co się tu dzieje. Znam ten region. Słucham ludzi z regionu.
– Jak Pan widzi naszą małą ojczyznę i jak przedstawia ją w Warszawie?
– Ten region ma piękną twarz. To piękna twarz Polski. Piękny krajobrazowo, uzdrowiskowo, turystycznie. Trzeba to zareklamować, promować i ściągać tu ludzi. Dlaczego macie jechać tylko nad morze? Proszę bardzo, jedźcie i tam, ale przyjedźcie też do nas. Nadal na mapie turystycznej naszego kraju dominują Mazury, gminy nadmorskie i górskie. A przecież nasz region i całe województwo kujawsko-pomorskie ma wspaniałe lasy, jeziora, unikalne na skalę europejską wody solankowe, borowiny. Tu są piękne zabytki architektury świeckiej, sakralnej, krzyżackiej. Pięknie ukształtowany teren polodowcowy, cudowne lasy i czyste jeziora. Bajka.
– Czyli stawia Pan na turystykę?
– Nie tylko. Turystykę traktuję priorytetowo, ale inne przedsięwzięcia są równie ważne, np. uzdrowiskowe czy działalność gospodarcza. Turystyka oznacza napływ pieniędzy. Przyjeżdżają ludzie majętni, ale też tacy, którzy chcą coś założyć i stworzyć nowe miejsca pracy. Tu się tworzy pole dla miejscowych przedsiębiorczych ludzi. Przyciągnięcie turystów może być szansą na aktywizację całego regionu i na powstanie nowych miejsc pracy.
– Nasz region to także duży obszar rolniczy, co z rolnictwem?
– Należy wprowadzić program lepszych podziałów pieniędzy z Unii. Nasi rolnicy powinni otrzymywać tyle samo, co ci na Zachodzie, od dawna to postuluję. A drugi program to koncepcja zrównoważonego rozwoju. Chcemy odejść od koncepcji rozwoju punktowego. Nie można tylko inwestować w metropolie, a Polska powiatowa to co, jest od macochy? Powiaty są również Polską. A nawet czasem to przede wszystkim powiaty są Polską. Nie wolno pomijać rolników lub mieszkańców wsi czy małych miasteczek. Czy to jest gorszy Polak? O nie, tak nie może być. Dlatego ja stawiam na wspieranie Polski powiatowej.
– Był Pan dziennikarzem – ostatnio publikował Pan m.in. w „Życiu Warszawy”, „Życiu”, „Rzeczypospolitej”, „Uważam Rze”, tygodniku „W Sieci”, „Do Rzeczy” i portalu wPolityce.pl, współtworzył audycje radiowe i telewizyjne, m.in. w Telewizji Republika i Radiu Wnet, a także w mediach publicznych – teraz jest Pan politykiem. Taki skok to łatwa sprawa?
– Gdybym rzeczywiście prosto z dziennikarstwa skakał do polityki, to jest to skok duży i ryzykowny. Taki skok, jak to niektórzy mówią, bez powrotu. Ale ja już od wielu lat głównie zajmowałem się publicystyką, a nie klasycznym dziennikarstwem. Publicysta to ktoś, kto wyraża swoje zdanie, a przede wszystkim, kto obcuje z jakimś projektem publicznym, a to już jest podobne do polityki. Dobry polityk powinien właśnie obcować z jakimś projektem. Elementy zarządzania w obszarze medialnym i politycznym są podobne. Jeśli więc dostanę się do parlamentu i zacznę w nim działać, to nie będę widział dużej różnicy. A za to moje kontakty medialne, moja znajomość świata mediów – w polityce, która w dużej mierze jest teraz medialna, w demokracji, którą niektórzy nawet nazywają mediokracją – myślę, że mogą się bardzo przydać. Na przykład do pokazywania tej pięknej twarzy regionu.
– Czyli głowa dziennikarza, publicysty i polityka może zaowocować jakimś fajnym pomysłem czy projektem na promocję regionu?
– Dokładnie. I właśnie taki jest plan. To jest moja propozycja dla tego regionu. Ja będę mógł to w Warszawie zrobić. Sprzedać ten region, ale pro publico bono (dla dobra publicznego – przyp. red.), czyli ściągnąć tu turystów, przedsiębiorców i pieniądze, a także rozwiązania prawne dobre dla tego rodzaju przedsięwzięć i promować ten region wśród możnych tego świata.
– Podczas ogólnopolskiej kampanii często pojawia się określenie „polskie media”, co kryje się za tym określeniem, do czego to hasło zmierza?
– Na rynku medialnym np. w kujawsko-pomorskim, są dwie duże gazety, które są własnością niemiecką a jedna typowo polityczna. A rolnik, przedsiębiorca (i dotyczy to wszystkich środowisk) ma prawo do rzetelnej, niekierunkowanej informacji. Do gazety, która nie reprezentuje obcych. Z tego, co się zorientowałem, to właśnie Wydawnictwo Promocji Regionu i tygodniki CBR, CGD, CWA, CLI i CRY są wzorem lokalnej, rodzimej polskiej gazety. Dlaczego? Bo nawet, kiedy się z czymś nie zgadzamy, z czymś dyskutujemy, to Czytelnik ma pewność, że jest to kierowane chęcią poprawy, a nie reprezentowaniem obcych interesów. Taka gazeta dba o interes mieszkańców wsi i miasteczek, w niej kształtują się opinie, które złożą się na wyraz polskiej oceny i sygnał tego, co powinna robić władza. Taki opis obywatelskich oczekiwań. Każdy powiat powinien taką mieć. Takie inicjatywy trzeba wspomagać np. systemem podatkowym. Z gazet z obcym kapitałem obrazu tej prawdziwej Polski nie będziemy mieć, te gazety piszą w interesie człowieka obcego kapitału. Wydawnictwo Promocji Regionu buduje od podstaw coś, co powinno być w całej Polsce. A kolejna sprawa to konieczność zrobienia porządku z mediami publicznymi czyli telewizją, radiem i Polską Agencją Prasową. To jest bardzo istotne, by i te media były rzetelne i współpracowały z takimi gazetami jak wasza.
– Inne Pańskie hasło wyborcze to Narodowy Program Zatrudnienia. O co w nim chodzi?
– Narodowy Program Zatrudnienia jest to obszerny projekt ustawy z gotowymi już rozporządzeniami, który ma stymulować zatrudnienie, głównie na tych obszarach, gdzie bezrobocie jest największe. Zakłada on szereg rozwiązań mających poprawić sytuację na rynku pracy. M.in. obniżenie wysokości składek na ubezpieczenia społeczne na obszarze gmin szczególnie dotkniętych bezrobociem, pożyczki i kredyty udzielane z Funduszu Wspomagania Zatrudnienia i Funduszu Wspierania Przedsiębiorczości ludzi młodych, odliczanie od podstawy opodatkowania kwoty stanowiącej równowartość jednego miejsca pracy, preferencje podatkowe dla osób zatrudniających absolwentów szkół, zwrot zapłaconego podatku dla przedsiębiorców zatrudniających absolwentów i wsparcie finansowe dla pracowników zatrudnionych na terenie małego miasta lub wsi.
– Te wybory będą ważne dla Polski i Polaków? Warto na nie iść?
– Tak. Idźmy na wybory parlamentarne 25 października. Namawiajmy swoich znajomych, rodziny, przekonujmy niezdecydowanych. Mobilizujmy wszystkie siły, jeśli chcemy w Polsce „dobrej zmiany”. Nie należy ulegać magii sondaży wyborczych. Sondaże – dzisiaj tak korzystne dla PiS – pokazują tylko pewne trendy, nie zawsze są dokładne. Niektóre specjalnie mają naszych zwolenników „uśpić”, żeby do wyborów nie poszli. Prawdziwe wyniki poznamy dopiero 25 października po zamknięciu lokali wyborczych.
– A wracając do regionu, powiedział Pan, że ma piękną twarz, będzie więc Pan u nas częstym gościem?
– Nie, ja nie jestem gościem, ja jestem u siebie. Czuję się tu jak w domu.
– Dziękuję za rozmowę.
Tekst i fot. (nał)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie