
Michał Fabiszewski na fotografiach zatrzymuje sceny ze świata fauny, oddając emocje i wrażenia, które mu towarzyszyły podczas robienie zdjęć. Efekt? Magiczne ujęcia ptaków i zwierząt
– Jak zaczęła się Pańska przygoda z fotografią? Jaki rodzaj fotografii jest Panu najbliższy?
– Pewnego dnia, przeglądając Internet, trafiłem na fotografię makro (zdjęcia małych owadów w dużej skali odwzorowania, gdzie muchę mającą około 1 cm można przedstawić jako zdjęcie wielkości portretowej). I tak się zaczęło. Fotografując owady, musiałem wychodzić w teren, odkrywałem nowe miejsca – głównie łąki nad Drwęcą. Pierwsze promienie słońca, później odbijające się w tafli wody, tworzyły atmosferę... Spróbowałem też sił w fotografowaniu krajobrazu. Później poznałem Pawła Rzeszota – on fotografował ptaki, a ja krajobrazy – i spotykaliśmy się w terenie. Chciałem fotografować ptaki, ale po przeczytaniu kilku książek, tłumaczących w jaki sposób fotografować ptaki i ssaki, stwierdziłem, że ta dziedzina musi zaczekać do emerytury. Aż pewnego dnia, błąkając się po lesie, spotkałem łosia – był ode mnie oddalony o około 15 metrów. Udało mi się nacisnąć spust migawki, zanim uciekł. Miałem go na zdjęciu i nie dowierzałem, że można tak blisko podejść do dzikiego zwierzęcia. I to był mój przełomowy moment, w którym poczułem się fotografem dzikiej przyrody.
– Jak opisałby Pan swoje prace komuś, kto nigdy ich nie widział?
– Trudno jest to opisać w słowach, każdy odbiera je w sposób indywidualny. Każdy z nas skupia uwagę na innym aspekcie zdjęcia. Zachęcam do obejrzenia mojej strony internetowej: michal_fabiszewski.manifo.com.
– Uchwycić na fotografii ptaka czy dzikie zwierzę to trudne zadanie. Czy ktoś Panu udzielał wskazówek?
– Moi bohaterowie zdjęć przeważnie są bardzo płochliwi i do „polowania” na każdy gatunek muszę przygotowywać się indywidualnie. Podam tylko przykłady: wróblakom zimą smakuje słonecznik, proso i inne ziarna. Do ptaków wodnych zbliżam się, korzystając z pływającej czatowni, a jeśli chodzi o ssaki, to trzeba poznać ich zwyczaje i wiedzieć, gdzie lubią przebywać. Później wystarczy bardzo wcześnie wejść na łąkę, zastosować kamuflaż i czekać, aż zwierzęta same podejdą.
– Pamięta Pan swoje pierwsze zdjęcie?
– Tak, był to portret konika polnego.
– W którym momencie Pan zrozumiał, że fotografia jest Pańską pasją?
– Wydaje mi się, że zrozumiałem to, kiedy zobaczyłem zdjęcia makro i stwierdziłem, że chcę takie robić. Początki były trudne, spotykałem się z krytyką innych fotografów na portalach fotograficznych, ale dzięki ich cennym wskazówkom „załapałem”, o co chodzi, opanowałem umiejętność poprawnej ekspozycji, kadrowania zdjęć itp. Tak, zdecydowanie połknąłem bakcyla na początku.
– Jaki był Pana pierwszy aparat fotograficzny? Czym teraz Pan fotografuje?
– Kupiłem za kieszonkowe Fuji S5600 + soczewkę do powiększania Raynoxa DCR-250. Następnie przyszedł czas na pierwszą lustrzankę, którą kupiłem dzięki rodzicom, bo mi dołożyli – to był Canon 20D, obiektyw 18-55 f 5.6. Dokupiłem obiektyw Canon 10-22 f3.5-4.5 do krajobrazu. Później rodzice kupili mi Canona 70-200f4 – miał to być obiektyw do fotografii ptaków i ssaków, ale okazało się, że jest za krótka ogniskowa. Trafiłem w dobrej cenie na Canona 300f4 non is, stary obiektyw z 1994 roku, ale do dziś mi służy. W tym momencie mam aparat Canon 7D i obiektyw 300f4 non is. Reszty obiektywów się pozbyłem na rzecz tego sprzętu, który aktualnie posiadam.
– Ile sprzętu zazwyczaj zabiera Pan na sesję?
– Tak jak wspomniałem, posiadam Canona 7D i obiektyw Canona 300 f4 non is i właśnie z tym wyjeżdżam na fotołowy. Ale to nie wszystko, bo zabieram też różnego rodzaju maskowania, np. siatkę maskująca, strój 3D czy czatownię pływającą.
– Opowie nam Pan o największych trudnościach, jakie pojawiły się, gdy zaczynał Pan swoją przygodę z fotografią i o tym, z jakimi wyzwaniami musi Pan radzić sobie teraz?
– Trudnością, z którą boryka się fotograf przyrody jest m.in. wstawanie w nocy, ponieważ trzeba być na miejscu co najmniej 1–2 godz. przed wschodem słońca, żeby wejść w dane miejsce niezauważonym, i to wszystko zależy od pory roku. Często wracając z drugiej zmiany z pracy nie kładę się spać, bo się nie opłaca, żeby wstać o godz. 1 czy 2 w nocy. Wyzwań w pracy fotografa, z którymi muszę się mierzyć, jest bardzo dużo. Walczę z mrozem, gdy zimą siedzę cały dzień w czatowni, by sfotografować drapieżnego ptaka. Innym razem siedzę w zimnej wodzie, zaraz po roztopach, wtedy jest największa migracja ptaków. Latem za to bywa gorąco i nie dość, że doskwiera upał, to jeszcze muszę oganiać się od owadów.
– W jaki sposób rozwija Pan swój warsztat fotograficzny?
– Jestem samoukiem, przeczytałem mnóstwo książek o tematyce fotograficznej. Czytam fora internetowe związane z fotografią i podglądam galerie innych fotografów. Wszystkiego uczę się sam. Ale najlepszą szkołą jest częste bywanie w terenie, dzięki temu można nauczyć się zachowań obserwowanych zwierząt i później można przewidzieć, co chcą zrobić – i wtedy wystarczy wcisnąć spust migawki. Ale proszę pamiętać, że właściwy efekt gwarantuje dopiero mnóstwo godzin spędzonych z każdym na obserwowaniu bohaterów zdjęć – czyli zwierząt, ptaków, owadów.
– Czy ma Pan swoje ulubione zdjęcie?
– Tak. Zdjęcie wykonałem w tym roku. Jest to para tokujących perkozów zauszników. Z kolegą kilka lat temu znaleźliśmy staw, gdzie żyje bardzo liczna kolonia mew – około 3 tys. par lęgowych. Pierwszy raz, kiedy tam byłem, jazgot i krzyki mew – wszystko przytłaczało, nie było widać innych ptaków. Zaczęliśmy tam bywać częściej i wypatrzyliśmy dużo więcej gatunków i – jak się okazało – były też nietypowe ptaki z Czerwonej Księgi: perkozy zauszniki. Zacząłem myśleć, jak się do nich zbliżyć. W pierwszym roku ich obserwacji były to tylko dokumentacyjne zdjęcia. Następny rok okazał się bardziej owocny, ponieważ można było wykonać kilka zdjęć perkozom w ruchu, czy nawet jak karmią i wychowują potomstwo. Oczywiście, nie wchodziłem w strefę kolonii gniazdowej, bo kultura i etyka fotografowania tego zabraniają. Można było sfotografować rodziców z maleństwami, ponieważ te ptaki „wożą” na grzbietach swoje pociechy i karmią je, uczą, jak zachowywać się w obliczu niebezpieczeństwa. Poznałem te ptaki znakomicie, spędziłem na miejscu kilkadziesiąt godzin, aż poznałem praktycznie ich każdy ruch. Następny rok okazał się również owocny – więcej zdjęć dynamicznych, kilka portretów, ale zawsze, kiedy jechałem nad staw, to marzyłem o wykonaniu ujęcia, na którym te ptaki „wyznają sobie miłość”. Jednak wydawało mi się to niemożliwe, bo skądinąd wiadomo, że nie tokują u nas, tylko na zimowiskach. Jak co roku, tak i tej wiosny wybrałem się nad staw, żeby zobaczyć, co u moich starych znajomych. O dziwo, zachowywały się, jakby mnie poznały. Pozowały jak zawsze świetnie, ale tego dnia zachowywały się wyjątkowo. A ja myśląc, że wystarczająco je znam, zdałem sobie sprawę, że człowiek chyba nigdy nie pozna na sto procent przyrody. W pewnym momencie dwa osobniki zaczęły walczyć o jedną samicę. Nie dowierzałem, aż w pewnej chwili jeden uciekł Zwycięzca został i adorował samicę. Zanurkowali i myślałem, że wszystko stracone. Po chwili para perkozów zauszników jednak wynurzyła się i zaczęła tokować. Co można zobaczyć na moim zdjęciu. Marzenie spełnione!
– Jak uzyskuje Pan tak niesamowitą kolorystykę zdjęć?
– Prosta zasada: fotografowanie przy wschodzie i zachodzie słońca – są wtedy najpiękniejsze kolory. A jeśli dojdzie mgła, to jest nieziemsko. Zdjęcia nie oddają tego, co przeżywam w trakcie fotografowania – bliskość dziko żyjących zwierząt to coś niebywałego.
– Kto jest dla Pana autorytetem, mistrzem?
– Piotr Chara – kolorystyka jego zdjęć robi wrażenie. Do dziś nie wiem, jak on to robi i jeśli zaprosiłby mnie na warsztaty, na pewno bym mu nie odmówił. Jeszcze Hubert Gajda – za niebywałe podejście do każdego tematu. Można powiedzieć, że ja poznałem perkozy zauszniki od podszewki, ale to, co on robi, to jest dla mnie mistrzostwo. I Adam Mańka – przeglądając forum fotograficzne, zobaczyłem zdjęcia jego wodnych ptaków, co mnie zainspirowało.
– Wymienia się Pan doświadczeniami, pomysłami, rozmawia z innymi pasjonatami fotografii?
– Tak, skarbnicą wiedzy są właśnie fora fotograficzne, gdzie można wymienić się swoimi pomysłami. Ale głównie wymieniamy się myślami z Pawłem Rzeszotem, z którym robię wystawy. Dzięki temu, że niedaleko od siebie mieszkamy, to często rozmawiamy i wspólnie budujemy czatownię, a nawet krytykujemy swoje zdjęcia, żeby bardziej szlifować warsztat. Należę również do Związku Polskich Fotografów Przyrody Okręgu Toruńskiego i tam też wymieniamy się spostrzeżeniami.
– Jest Pan na bieżąco z nowinkami technicznymi i obróbką zdjęć?
– Nie, nie jestem. Obiektyw – który spełniłby moje oczekiwania – jest w tym momencie poza moim zasięgiem finansowym, więc nie zaprzątam sobie tym głowy. Obrabiam zdjęcia w jednym programie, próbowałem go zmienić na nowszą wersję, ale mi nie pasowała. Tym bardziej, że moja obróbka praktycznie jest znikoma, ponieważ wolę kilka razy być w terenie i dobrze naświetlić zdjęcie, a nie siedzieć później godzinami przed komputerem.
– Wystawę Pańskich zdjęć można było obejrzeć w czasie IX Festynu Rycerskiego w Radzikach Dużych, podczas tegorocznych dożynek w Ruszkowie, a ostatnio w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej. Czy długo trzeba się przygotowywać do takiej wystawy?
– Mam zasadę: jak wracam z terenu i przywiozę coś ciekawego, to staram się na bieżąco przygotowywać zdjęcia, więc na wystawę są jak znalazł. Ciężej jest znaleźć sponsora, bo wydruki trochę kosztują. Dziękuję Panu Piotrowi Czarneckiemu (kiedyś się spotkaliśmy i z rozmowy wynikło, że ja fotografuję, a on skończył ochronę środowiska), któremu pomysł się spodobał i zainicjował wystawę na festynie rycerskim. Na tegorocznych dożynkach w Ruszkowie sponsorem był wójt Gminy Wąpielsk Dariusz Górski, za co mu serdecznie dziękuję. Zaś wystawa w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej sponsorowała była przez firmę Kaufmann, w której pracuję, tu również serdeczne podziękowanie dla prezes Katarzyny Sikorskiej.
Wernisaże są nagrodą za mój trud, jaki wkładam w fotografowanie. Dzięki nim mogę pokazać, jak ja widzę świat niedostrzegany przez ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, jaka piękna przyroda nas otacza. Muszę się przyznać, że kiedyś też tego nie widziałem. Chciałbym, żeby po wystawach ludzie mieli chwilę zadumy, a może po tym artykule docenili, jakie bogactwo mamy wokół siebie i korzystali z niego z rozwagą. Myślę tu o ochronie środowiska. Chciałbym, żeby ludzie nie wyrzucali śmieci na drogi, do rowów, do lasów czy nad stawy itp. Jest to często widziany przeze mnie obrazek. Niewiele osób również zdaje sobie sprawę, że zwykła guma do żucia stanowi niebezpieczeństwo dla ptaków, które uważają ją za pokarm. Po połknięciu guma zatyka żołądek ptaka i następuje śmierć. Proszę o zastanowienie się i poczucie odpowiedzialności za przyrodę.
– Czy rodzina wspiera Pana w artystycznych działaniach?
– Oczywiście, chciałbym podziękować moim rodzicom, bo gdyby nie ich pomoc finansowa, to możliwe, żebym dziś bym nie fotografował. Moja żona bardzo mnie wspiera, cieszy się każdym udanym zdjęciem tak jak ja. Nie muszę nic mówić, kiedy wracam z terenu, a ona już wie czy coś mam, czy nie. Często pisała SMS-y, jak byłem w terenie, „czy mi coś przyleciało”. Dziś jest trochę inaczej, mamy córkę, jest dużo obowiązków przy niej, ale mogę jeździć w teren. A teraz obie mnie wspierają i jeżeli jest taka możliwość, to jeżdżą ze mną na wystawy. Mogę się pochwalić, że córka była już na trzech wystawach, a nie skończyła jeszcze roczku.
– Jakie są Pana marzenia dotyczące fotografowania?
– W tym momencie marzę o jastrzębiu, tzw. gołębiarzu – jest to jeden z najpiękniejszych drapieżników występujących w Polsce. A moim prawdziwym marzeniem jest spotkać się w cztery oczy z niedźwiedziem brunatnym. Jak żona się dowiedziała, to powiedziała: „Nigdy w życiu!”, ale założyłem sobie, że na 40 urodziny chciałbym wyjechać do Norwegii, by tam spotkać tego pięknego ssaka, lub ewentualnie w Bieszczady – może zwiększy się populacja i będzie większa szansa, żeby go sfotografować.
– Jakieś rady dla początkujących fotografów?
– Na początek trzeba zainwestować w dobry przewodnik o ptakach i ssakach, w lornetkę i budzik. A dopiero za jakiś czas zacząć fotografować.
– Życzę spełnienia marzeń i kolejnych ciekawych fotografii. Dziękuję za rozmowę.
(ar)
Fot. Michał Fabiszewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie