Reklama

Z pasji do rękodzieła

Tygodnik CRY
22/02/2017 09:56

Fortunata Płusa nie jest rodowitą rypinianką, ale swoimi pracami potrafi jak nikt inny wypromować nasze miasto. Jak w praktyce wygląda tworzenie herbaciarek i szkatułek?

Fortunata pochodzi z Torunia, ale swoją działalność związała z Rypinem. Każdy, kto choć trochę lubi rękodzieło, zna już markę Fortunata Decou Art. Artystka wraz z mężem Michałem wystawia swoje prace na jarmarkach miejskich, podczas takich wydarzeń jak: Agra czy Gęsina. To spod jej ręki wychodzą szkatułki na biżuterię, niciarki oraz pachnące lasem ozdoby wielkanocne i bożonarodzeniowe.

– Rodzina śmieje się ze mnie, że kiedy otrzymuję dostawę drewna, mogę nawet zapomnieć o innych planach – mówi Fortunata. – Uwielbiam zapach drewna. Zresztą materiał sprowadzamy aż z Podhala, prosto od polskich górali. Kiedy wypakowuję paczki, od razu czuję Tatry.
Artystka ma swojego ulubionego, sprawdzonego producenta, który jest gwarancją jakości wyrobów. Na stronie fejsbukowej aż roi się od zdjęć skończonych herbaciarek. Wygląda na prostą rzecz? W praktyce wcale nie jest to takie łatwe.

– Robię dużo bałaganu – tłumaczy Fortunata. – Najważniejsze jest odpowiednie wyszlifowanie drewna. To taki materiał, który ciągle pracuje i trzeba poświęcić mu sporo uwagi. Na tym etapie czuję się bardziej stolarzem niż artystą. Później muszę to odpowiednio zagruntować. Na końcu jest najfajniejszy etap, czyli przyklejanie. Ja uwielbiam papier ryżowy, który jest fantastycznym materiałem.
Początkujący twórcy nie wiedzą, że niektóre materiały nie mogą ze sobą korespondować. Efekty tej czasochłonnej pracy mogliśmy obejrzeć przy okazji niedawnej promocji albumu „Rypin w starych fotografiach” w Rypińskim Domu Kultury. Herbaciarki, szkatułki i segregatory, ozdobione zdjęciami starego Rypina, przyciągały wzrok już od wejścia. Jak doszło do tej współpracy?

– W Rypinie nie ma pamiątek – wyjaśnia Fortunata. – W muzeum czy sklepach papierniczych można kupić widokówki, monografie i album, ale brakuje takich zwykłych pamiątek. Miała odwiedzić mnie przyjaciółka i potrzebowałam jakiegoś prezentu. Wpadłam na pomysł, żeby wykorzystać zdjęcia starego Rypina. Poprosiłam o pomoc dyrektora Andrzeja Szalkowskiego, który z chęcią przystał na moją propozycje stworzenia rzeczy ozdobionych wizerunkami miasta. Wydzielił mi kilkadziesiąt zdjęć, które mogłam wykorzystać w swoich pracach. Magistrat wyraził zgodę na używanie w nich herbu miasta i w ten sposób powstały takie pamiątki. Akurat zbiegło się to w czasie z promocją albumu, więc za zgodą dyrektora prezentowaliśmy je w holu.

W dalszym ciągu można je zakupić bezpośrednio od artystki.

– Dużo osób przychodzi do mnie i zamawia te szkatułki specjalnie dla rodziny, która wyemigrowała – dodaje Fortunata. – Sporo zostało wysłanych do Stanów Zjednoczonych.

To zresztą jeden z wyjątków, kiedy dzieła powstały na potrzeby wydarzenia. Fortunata nie lubi tworzyć tematycznych serii. Nie stara się dopasować na siłę do okoliczności.

– Na jarmarkach wygrywamy tym, że nie jesteśmy monotematyczni – przyznaje artystka. – Zbliża się teraz Wielkanoc, staram się dograć ofertę i dlatego wracam do czegoś, czego nie robiłam dwa lata. Są to wydmuszki gęsie. Sprzedawaliśmy je tylko w Rypinie i Przysieku. Były hitem, bielusieńkie, piękne. Błyskawicznie się sprzedały. Zresztą od pewnego czasu zrezygnowałam z uczestnictwa w Jarmarkach poza nasza okolicą. Skupiliśmy się na sprzedaży w Rypinie. W ciągu roku mamy takie miesiące, kiedy ledwo nadążam z terminami.

Fortunata ze śmiechem przyznaje, że nie myślała, iż jej praca potoczy się w ten sposób. Miała plan, by zająć się organizacją imprez okolicznościowych. Brała udział w warsztatach doszkalających, finansowanych przez Unię Europejską, właśnie o tematyce organizacji imprez okolicznościowych.

– Imprezy do dziś nie zorganizowałam, ale właśnie tam poznałam kobietę, która zajmowała się rękodziełem już w latach osiemdziesiątych – wspomina Fortunata. – Później spotkałam ją na kursach florystycznych i wtedy się zaczęło. Kolega zobaczył wykonaną przeze mnie butelkę ozdobną i poprosił mnie o wykonanie takiej na prezent ślubny.  

Co ciekawe artystka wytwarza także mnóstwo ozdób szklanych, choć jest kojarzona raczej z drewnianych.

– To zabawne, bo zaczynałam od szklanych świeczników, wazonów. Ludzie jakoś postrzegają mnie przez pryzmat pachnących lasem szkatułek. Nie lubię pracować na małych rzeczach, wolę duże produkty. Łatwiej mi wykończyć herbaciarkę niż na przykład kolczyk. Nie jestem cierpliwym człowiekiem. Rzadko też jestem zadowolona ze swojej pracy. Nie do końca wierzę, że zamówiony produkt jest tym, o co chodziło zamawiającemu.
Swoją pasją zaraziła także dzieci. Dziewczynki dorastają w artystycznej rodzinie, nic więc dziwnego, że powoli same zabierają się za wymyślanie. Młodsza córka wykonała już lampiony, które zostały sprzedane jako jedne z pierwszych.

Mieszkańcy Rypina z zainteresowaniem patrzą na kulturalną działalność Fortunaty. Z równie dużą ciekawością podchodzą do oryginalnego imienia artystki, które czasami jest postrzegane jako pseudonim.

– To prawdziwe imię, zatwierdzone przez pracownika Urzędu Stanu Cywilnego –  potwierdza Forunata. – Rodzice nie mieli przygotowanego imienia dla dziewczynki, więc tak ja wielu, posiłkowali się kalendarzem. W dniu moich narodzin imieniny obchodziły Eleonora i Fortunata. Tata do dziś zarzeka się, że Eleonora nie mogła mu przejść przez gardło.

Najwyraźniej Fortuna otoczyła swoja imienniczkę opieką i pomogła spełnić marzenia.

– Jest takie powiedzenie, że szewc bez butów chodzi. Tworzyłam mnóstwo szkatułek na biżuterię, a sama trzymam wszystko w koszyku. Nie mam czasu na zadbanie o swoje potrzeby – kończy Fortunata.
 

(kr)
fot. nadesłane i (kr)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Rypin-cry.pl




Reklama
Wróć do