
Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie powstało 22 lipca 1980 roku jako filia Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku. Dzień nie był przypadkowy. 22 lipca w ówczesnej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej obchodzono najważniejsze święto państwowe, oddając do użytku mosty, nowo powstałe budynki, stadiony, drogi, a więc i rypińskie muzeum
Od 2006 roku kieruje placówką Andrzej Szalkowski, doskonale znany mieszkańcom regionu. Ze swadą opowiada o wydarzeniach na ziemi dobrzyńskiej, organizuje lekcje historii na żywo, wcielając się a to średniowiecznego rycerza, a to w oficera z czasów Księstwa Warszawskiego. Z rodziną ubraną w XIX-wieczne stroje zajeżdża bryczką do zaprzyjaźnionych gospodarzy w wielkanocny poniedziałek. W chłopskiej sukmanie ścina kosą zboże, a wszystko po to, żeby pamięć o dawnych zwyczajach na jego ukochanej ziemi dobrzyńskiej nie zanikła. W muzeum drugą, a może nawet pierwszą osobą znającą doskonale dzieje, obyczaje i zabytki regionu jest Urszula Forczmańska. Każdy kto razem z nią zwiedzał Rypin i okolice, ani chwilę się nie nudził. W opowieściach pani Urszuli mnóstwo jest anegdot i ciekawostek, czego zazwyczaj nie uświadczymy w podręcznikach historii.
Oddajmy zatem głos dyrektorowi Szalkowskiemu.
– Pierwsze moje kontakty z muzeum miały miejsce, gdy byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej. Pamiętam jakie przerażające wrażenie zrobił na mnie oraz moich koleżankach i kolegach pasiak leżący w piwnicach Domu Kaźni, a jeszcze bardziej makabryczny był widok pejczy wiszących na ścianie jednej z cel. Wpisywaliśmy się wówczas do księgi pamiątkowej i teraz, po latach odnajduję te wzmianki. Potem wyjechałem na studia, a muzeum, które było w coraz gorszym stanie technicznym, wymagało pilnego remontu – wspomina szef placówki.
Gruntowną modernizację Domu Kaźni, tak ważnego dla tożsamości rypinian, przeprowadzono w latach 2002-2006. Wzmocniono kamienno-gliniane fundamenty, konstrukcję stropów, ocieplono budynek od środka, żeby nie ingerować w elewację. Położono nowe tynki i pomalowano je białą farbą.
W 2006 roku został ogłoszony konkurs na dyrektora instytucji. – Wziąłem w nim udział, miałem wymagane wykształcenie. Przeszedłem rozmowę kwalifikacyjną z komisją i ówczesny burmistrz Krzysztof Maciejewski mnie zatrudnił. Przygotowałem plan rozwoju muzeum, który w znacznej mierze zrealizowałem. Utworzyliśmy m. in. Rypińską Kuźnię Talentów, Bractwo Rycerskie, Klub Genealogiczny. Staramy się, by nasz region był znany i rozpoznawalny. Włączmy się w inicjatywy gminne, żeby je uatrakcyjnić i zaznaczyć naszą obecność, czego efektem jest duża liczba przyjaciół, którzy z nami współpracują, przywożą wycieczki i zapraszają do swoich przedsięwzięć. Ta wymiana kulturowa jest dla nas bardzo cenna – opowiada dyrektor.
23 października 2006, w pierwszym dniu pracy Andrzej Szalkowski zastał pusty obiekt i jedną zatrudnioną osobę. Była nią wspomniana Urszula Forczmańska. Oficjalnie muzeum było jeszcze nieczynne, należało wypełnić je eksponatami.
– Wtedy biuro muzeum mieściło się w jednym pomieszczeniu miejskiego urzędu. Było tam zgromadzony 800 książek i trochę archiwaliów. Pozostałe zabytki znajdowały się w piwnicach pod urzędem i w magazynach spółek miejskich oraz w depozycie we Włocławku. Musiałem to wszystko zobaczyć, sprawdzić w jakim jest stanie, zinwentaryzować i w oparciu o to dobro stworzyć ekspozycję. Do tego, te gładkie białe ściany, które w żaden sposób nie kojarzyły się z obskurnym lochami pod budynkiem i z ponurą historią Domu Kaźni.
– Razem z panią Ulą wzięliśmy się do roboty. Pracowaliśmy po 18 godzin dziennie. Nie skorzystaliśmy z pomocy żadnej firmy zewnętrznej, bo nie było na to pieniędzy. Wówczas doliczyliśmy się 892 zabytków, z czego około 700 stanowiły pojedyncze kartki, dokumenty, itp., które nie nadają się do wystawiania z powodu niekorzystnego oddziaływania na nie światła słonecznego. Kopia np. XVIII-wiecznego tekstu nic nam nie powie, więc zacząłem starać się o wzbogacenie naszej kolekcji i w ogóle ją tworzyć – wyjaśnia Andrzej Szalkowski.
Oficjalne otwarcie odnowionego muzeum nastąpiło w kwietniu 2007 roku już za kadencji burmistrza Marka Błaszkiewicza. Udało się zatrudnić kolejną osobę – Iwonę Kluczeńską.
– Pani Iwona była pracownikiem administracyjnym i człowiekiem od wszystkiego. Od połowy 2007 roku zdobyliśmy etat dla księgowej, pani Bogusławy Markuszewskiej, późniejszej głównej księgowej. Była bardzo nam pomocna, gdyż miała doświadczenie w rozliczaniu wszelakich dotacji, na pozyskiwanie których kładliśmy duży nacisk. W lipcu 2007 roku dostaliśmy zgodę na bodaj 3/5 etatu dla archeologa. Miałem wówczas wizję rozpoczęcia badań archeologicznych, które z powodzeniem kontynuujemy do dziś. W takim 5-osobowym składzie działaliśmy dalej – snuje swą opowieść dyrektor.
W styczniu 2008 roku muzeum stało się samodzielną instytucją kultury. Po odłączeniu od Włocławka w 1991 roku stanowiło niejako część Urzędu Miasta Rypina.
– Dostaliśmy regon, NIP i osobowość prawną. Mogliśmy samodzielnie występować o granty, wypożyczać wystawy. Do tej pory reprezentował nas burmistrz. Kolejni włodarze bardzo nam pomagali, ale brak własnej osobowości prawnej stanowił pewne utrudnienie – tłumaczy Andrzej Szalkowski.
Uroczystości związane z 40-leciem muzeum są zaplanowane na 24 września.
– Gdy podejmowałem tę decyzję w czerwcu, liczyłem na to, że wczesną jesienią pandemia będzie w odwrocie, sytuacja znormalnieje i uda się nam zaprosić gości, spotkać z naszymi przyjaciółmi. Obecnie widzę, że może być różnie, ale terminu obchodów nie zmienię. Zorganizuję je najwyżej online – zapowiada dyrektor.
W czasie unieruchomienia instytucji kultury muzeum publikowało na swojej facebookowej stronie 5 razy w tygodniu ciekawostki dotyczące posiadanych zbiorów, historii ziemi dobrzyńskiej, a pani archeolog Jadwiga Lewandowska zbierała informacje na temat regionalnej kuchni, potem gotowała, piekła, smażyła, fotografowała i efekt swojej kulinarnej ekspresji pokazywała w internecie, załączając szczegółowe przepisy.
– Napisanie jednego postu wymagało niejednokrotnie kilkutygodniowej pracy: jeżdżenia, szukania, telefonowania, wypytywania. Myśmy z tą wiedzą się nie urodzili, musieliśmy ją zdobyć. Był to trzymiesięczny intensywny wysiłek w dużym tempie. Jeśli ponownie zostaniemy zamknięci w domach, nie wiem czym będziemy ludzi zaskakiwać. Historia Rypina i ziemi dobrzyńskiej jest jedna, a my już wyeksploatowaliśmy wiele tematów. Wiosną chcieliśmy, żeby ludzie unieruchomieni pandemią mieli potrzebę czekania na kolejny post, staraliśmy się opowiedzieć im o czymś ciekawym – wyjaśnia Andrzej Szalkowski.
Wydawać by się mogło, że muzeum to cisza i spokój, z wyłączeniem dni, gdy odbywają się wernisaże, albo warsztaty dla dzieci. Nic bardziej mylnego.
– Nigdy nie wiemy kto zapuka do naszych drzwi. Może być to rodzina z 90-letnim seniorem, który odbywa sentymentalną podróż do Rypina i chciałby się jak najwięcej dowiedzieć o mieście swojej młodości, o wszystkim porozmawiać. Wtedy jeden z naszych pracowników jest wyłączony na kilka godzin. Innym razem dostajemy e-mail z prośbą o informację, której musimy poszukać albo ją zdobyć. W naszej pracy nie ma dwóch takich samych dni – mówi dyrektor.
O tym jak do muzeum trafiła krowa, jak Andrzej Szalkowski dzięki swojej spostrzegawczości, talentom detektywistycznym, szczegółowej znajomością historii Rypina i przypadkowi przywrócił wspomnienie jednego dnia dzieciństwa dwóm mieszkankom Warszawy, o tym jak to się stało, że o muzeum ukazują się artykuły w polonijnej gazecie w Niemczech oraz o innych, zaskakujących wydarzeniach z życia rypińskich muzealników dowiecie się z następnego wydania „CRY”.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie