
Japonię przeciętny Polak kojarzy z przemysłem wysokiej technologii i bogatą tradycją. To kraj wielu wynalazków, ludzi umierających z przepracowania, żyjących w mikroskopijnych mieszkaniach, pięknego krajobrazu, bonsai, świątyń, zawodników sumo, gejsz, samurajów, rytuału parzenia herbaty, mangi i anime, sushi, ryby fugu...
Jaka jest naprawdę Japonia? Czy wyobrażenia, które o niej mamy, są prawdziwe? Nie dowiemy się tego podczas krótkiej wycieczki. Żeby poznać dobrze jakikolwiek kraj, trzeba w nim mieszkać, pracować, mieć tam znajomych, gościć w ich domach, poruszać się poza szlakami turystycznymi.
Karolina Bednarz, 28-letnia absolwentka japonistyki na Uniwersytecie Oksfordzkim odwiedziła Kraj Kwitnącej Wiśni wielokrotnie, trochę tam studiowała i pracowała. Napisała książkę pt. „Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet”. Z tej okazji Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna w Rypinie zorganizowała w czwartek 6 czerwca spotkanie z autorką, które poprowadziła Marta Siwicka.
– Po raz pierwszy do Japonii pojechałam na pierwszym roku studiów z całym naszym rocznikiem. Każdy z nas mieszkał u japońskiej rodziny w Osace. Pana domu spotkałam po trzech tygodniach w nocy, gdy poszłam się czegoś napić. On wracał z pracy jak już spałam, wstawał jak jeszcze spałam. Na czwartym roku studiów zamieszkałam w Japonii i tam kontynuowałam naukę. Po jednym semestrze spasowałam, bo uczelnia była wyjątkowo nudna. Poszłam do pracy w korporacji. Zrezygnowałam po trzech miesiącach, mimo że dobrze płacili. W zespole było nas sześcioro. Wszyscy przychodzili przed czasem wychodzili późno. Jeśli ja ogarniałam jakąś tabelkę w Excelu w 10 minut, pani obok mnie robiła to samo w 3 godziny. Udałam się do przełożonego mówiąc, że jakby pewne rzeczy robić inaczej byłoby znacznie szybciej. Odpowiedział mi „ale taka jest procedura”. Gdyby dano mi tę pracę wykonać moim sposobem, zadania całego zespołu zrobiłabym sama w 5 godzin. Nie umiałam tego przeskoczyć. Gdy o 12.00 skończyłam wszystkie swoje zadania na cały dzień, szłam do przełożonego i mówiłam, żeby dał mi coś więcej, bo się nudzę. A on, że nie. 6 godzin siedziałam i nic nie robiłam, więc stwierdziłam, że nie widzę w tym najmniejszego sensu. Była to dla mnie lekcja życia numer 1, tzn. długość pracy nie równa się produktywność – mówiła o swoich początkowych japońskich doświadczeniach autorka.
Prowadząca rozmowę chciała wiedzieć jak przedstawiony przez Karolinę Bednarz obraz świadczenia pracy w Japonii ma się do śmierci z przepracowania. Pisarka wyjaśniła, że chodzi tutaj o czas. W firmach spędza się po 12 godzin, często również w soboty, do tego dochodzą dojazdy, na które traci się nawet 4 godziny dziennie. Niejednokrotnie zatrudnieni wysyłani są na długi okres do filii firm kilkaset kilometrów od domu. Wszystko razem powoduje przemęczenie i frustrację. Człowiek ma mało wolnych chwil dla siebie i rodziny. Nim się podejmie zatrudnienie, trzeba się wyedukować. Japońska szkoła, według autorki, to jeszcze większy horror niż praca w japońskiej instytucji.
– Coraz więcej dzieci odmawia chodzenia do szkoły, z powodu rygorów, obyczajów, przemocy, które w niej panują. Stosuje się kary cielesne, nauczyciele rzucają jakimiś przedmiotami w uczniów, ściskają głowę pięściami, biją linijką, każą klęczeć. Wszystko ponoć dla ich dobra. Regulamin określa nawet kolor bielizny, którą można mieć na sobie, albo kolor włosów. Wszyscy mają mieć czarne, nawet jak ktoś ma brązowe. Nie można chodzić na randki, używać telefonu, do domu należy wracać określoną trasą. Głośna była sprawa 13-latka, który odebrał sobie życie po tym jak cała klasa zainscenizowana jego pogrzeb. Pomysłodawcą był nauczyciel – kontynuowała autorka.
Książka Karoliny Bednarz jest poświęcona japońskim kobietom i ich życiu, m. in. dlatego, że okazały się bardziej wylewne od mężczyzn.
– Podczas rozmów z turystami czy przypadkowymi ludźmi Japończycy nie narzekają, ale kiedy szłam jako dziennikarka do osób, które poznałam wcześniej, to już wszyscy się skarżyli. Mówili „ten kraj jest beznadziejny”. Na początku chciałam włączyć w tę książkę głos męski, lecz tylko panie określały, co konkretnie jest źle. Z nimi lepiej mi się rozmawiało, były bardziej otwarte – wyjaśniła pisarka.
Kobiety w Japonii w większości podporządkowują się funkcjom społecznym jakie im wyznaczono. Starają się spełniać oczekiwania otoczenia, nawet jeśli nie jest to po ich myśli. Grają narzucone im role.
– W Japonii za atrakcyjny dla kobiety uważa się wysoki głos, więc mówią kilka tonów wyżej. Wzorce w filmach i serialach pokazują, że mają być delikatne, w pastelowych ubraniach. Nie seksapil w naszym rozumieniu jest pożądany, a „uroczość”, czyli piskliwy głos, zasłanianie ręką buzi, gdy się uśmiechają, nieporadność, zagubienie, bierność. Nawet te po studiach i superinteligentne takie się stają. Są przekonane, że jeśli nie będą w ten sposób postępować, nie spodobają się – tłumaczyła Karolina Bednarz.
Uff, jak to dobrze, że nie staliśmy się drugą Japonią.
Tekst i fot. (jd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie